mlodzik prowadzi tutaj blog rowerowy

MTB Powerade Marathon Międzygórze

  • DST 77.50km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:31
  • VAVG 14.05km/h
  • VMAX 67.56km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 179( 92%)
  • HRavg 148( 76%)
  • Kalorie 4853kcal
  • Podjazdy 2720m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 września 2011 | dodano: 12.09.2011

Do Międzygórza wjechaliśmy z Klosiem o 7:30. Trochę przed czasem, więc poszliśmy zobaczyć jak wygląda star, ja również musiałem zobaczyć TOI TOI :D.

Później wróciliśmy do auta, było mi zimno, więc posiedziałem sobie w nim. Klosiu coś zjadł i zaczęliśmy się szykować.
Wszystko szło pięknie i gładko, w nocy nie spałem zbyt długo, ponieważ wyjechaliśmy dość wcześnie, ale jakoś dziwnie dobrze się czułem.
Po przebraniu się w ciuchy rowerowe pojechaliśmy się rozgrzać, pokonując pierwszy podjazd i zaliczając 200m ascent :D. Po chwili do Klosia dzwoni Josip, którego mamy spotkać zjeżdżając. Gdy byliśmy już na dole, witając się z Wojtkiem, złapałem laka. Było 15 minut do startu, więc się trochę zgrzałem. Szybka zmiana przy aucie z pomocą Klosia i koło zrobione. Weszliśmy do sektora w momecie gdy speaker powiedział "30 sekund do zamknięcia sektorów startowych" :D.
Jesteśmy w samą porę, pomyślałem. Stoimy razem a kilka metrów przed nami Josip.
Jakoś dziwnie się denerwowałem, jak nigdy :).
W końcu start, zaczynam jechać, ale nie mam na początku siły wydzierać do przodu. Ze spokojem jadę sobie z tyłu za Kłosiem, ale w momencie gdy chcę przyspieszyć to szybko tracę siłę. Noga nie chce podawać, ale myślę sobie, że to początek na pewno się rozkręcę. Pierwszy podjazd widzę 100m przed sobą Jacka, następnie Josip, później Klosiu. W końcu zjazd, dochodzę Wojtka i Mariana, ale po zjeździe jest podjazd i oni znowu mnie doganiają. Przez jakiś czas jadę równo, albo gdzieś w ich pobliżu. Ogólnie dość długo jedziemy razem. Później pojawia się bufet, na którym mnie trochę zostawiają. Po trudnych chwilach znowu ich dochodzę i jedziemy razem, ale po drugim bufecie znikają mi na dobre. Wciąż widzę Klosia, ale Wojtka już nie. Bardzo ładnie pracuje na podjazdach. Mi nogi odmawiają. Jestem rozgrzany, mam spoko tętno, ale brakuje siły w girach, jest dół. Psycha mi siada i cały czas jadę na młynku :). W końcu znika mi i Klosiu. Wkurwiony, bo albo coś mnie boli, albo nie mam siły, albo jebnie mnie jakiś kamień w dużego palca u stopy, albo na końcu dostaję, podrzuconym przez moją oponę kijem w kurwa piszczel ;). Jestem nieźle rozwalony. Podjeżdżam wszystko i równo, ale strasznie powoli.
Już później ani razu nie widzę moich EMEDowych kolegów, byli dzisiaj dużo lepsi ode mnie, bardzo ładnie ciągnęli do góry.
Po pewnym czasie zaczynają mnie wszyscy wyprzedzać. Czuję się źle. Pod koniec przestaję pić, bo nie chce mi się już sięgać po bidon. Trochę się odwadniam i marzę o tym, aby ten wyścig się skończył. Podjazdy wydają mi się nudne, zjazdy mało ciekawe, choć szybkie. Jest interesująco tylko wtedy gdy wyprzedza mnie kolejny zawodnik, jednak tym razem ogon dystansu mega był i tak wolniejszy ode mnie :D. Takim trupem jadę przez cały wyścig i ni chuja nic nie chce się zmienić, jakieś cudowne odzyskanie sił, o tym mogę zapomnieć, po prostu się męczę jak świnia na smyczy ;). W reszcie widzę cudowny znak META 5 KM. Zaczynam jechać z lepszym humorem. Cieszę się, że pod koniec jest fajny zjazd. Gdy zostaje 1 km do mety i wjazd w ten ostatni super kawałek trasy maratonu, łapię laczka i muszę jeden z ciekawszych momentów pizgać z buta. Miałem już to w dupie. Truchcikiem poleciałem sobie do mety. Gapie myśleli, że boję się zjeżdżać z górki, gdy sprowadzałem rower 100 m przed metą :).

Ogólnie porażka jak dla mnie. Za mało jeżdżę, albo nie wiem co robię źle, że nagle znikają mi siły i mam problem z pedałowaniem ;)

Mój czas: 5:31:35
miejsce open: 82/118
m2: 28/36




komentarze
josip
| 10:02 czwartek, 15 września 2011 | linkuj Ale na zjazdach i tak wymiatałeś! Chwila moment niwelowałeś całą przewagę jaką udawało mi się wypracować na podjazdach. No, do czasu:-)
Rodman
| 08:34 wtorek, 13 września 2011 | linkuj się zdarza, dobrze, że dostałeś baty - zacząłbyś się sadzić i panoszyć, a tak trochę pokory dla Mastersów musi być, hehehe ;-P

ja w zeszłym roku pojechałem podobnie - brak dobrego snu, niby dobrze się jedzie a jednak jakiś yebany zgon - i to bez laczka :-) - czas podobny ...

pozdro !
klosiu
| 20:50 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj Może niewyspanie :). Ale przynajmniej ja miałem okazję cię wyprzedzić w górach ;D
JPbike
| 20:27 poniedziałek, 12 września 2011 | linkuj Paweł, głowa do góry ! Każdemu z nas takie złe chwile się zdarzają.
Najważniejsze jest to że zdobyłeś dla gigowskiego EMED'u cenne punkty :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa oteki
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]