mlodzik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:452.00 km (w terenie 295.00 km; 65.27%)
Czas w ruchu:20:10
Średnia prędkość:22.41 km/h
Maksymalna prędkość:73.19 km/h
Suma podjazdów:3287 m
Maks. tętno maksymalne:173 (89 %)
Maks. tętno średnie:156 (80 %)
Suma kalorii:8765 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:75.33 km i 3h 21m
Więcej statystyk

Ładna wycieczka z Twardzielami :D

  • DST 96.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 04:21
  • VAVG 22.07km/h
  • VMAX 48.48km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • HRmax 167( 86%)
  • HRavg 135( 69%)
  • Kalorie 2554kcal
  • Podjazdy 606m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 października 2010 | dodano: 24.10.2010

Nareszcie mam trochę czasu aby napisać co nie co o tej fajnej wycieczce :)

O 10 wyjechałem z Tuczna, miałem ok. 20 km na cytadelę więc z luzikiem na 11 wiedziałem, że się wyrobię. Umówiliśmy się przy czołgach. Gdy dotarłem to na miejscu byli już najtwardszy z najtwardszych ... JPbike oraz Tomek - bloom, którego właśnie poznałem.
Chwilę pogadaliśmy i zjawił się kolejny twardy rowerzysta Klosiu :).
W tej podróży zdałem się całkowicie na kolegów, nie myślałem gdzie jadę i po co jadę, po prostu oni wyznaczali drogę, którą pojedziemy. Nigdy nie jeździłem tymi szlakami, które pokonaliśmy, ale były naprawdę fajne. Jesień wygląda zajebiście, pełno fajnych liści na ziemi, na których fajnie śliska się opona :D. Klosiu jako pierwszy zaliczył piękną "glebę" w rezerwacie "Śnieżycowy Jar" :) Tylne kółko mocno uciekło mu po próbie przyspieszenia. Na szczęście lajtowo położył się, bez jakiegoś uderzenia (jechał bez kasku !!!). Pośmiałem się trochę z nieszczęścia kolegi ;), co zemściło się na mnie chwilę później... Próbując ominąć kałużę zatrzymałem się przed nią przerzuciłem kierownicę w prawo i wleciałem wprost na ścięte drzewo :). Mój rower dziwnie się zachował, hehe i się wywaliłem :D. Całe zdarzenie obserwował Jacek, który prawie to udokumentował swoim aparatem :). Ogólnie było śmiesznie. Dalej gdzieś w piaskach glebę zaliczył Jacek, żeby było do kompletu. Tylko bloom taki jakiś odosobniony nie wywrócił się, bez sensu :P. Więcej z nami nie pojedzie ;).

Ja od ekipy odłączyłem się w Tucznie :). Bloom i Klosiu, na obiad czekałem jeszcze godzinę :D. Przez to zimno byłem bardziej głodny niż zwykle :)

Ogólnie to wycieczka świetna i po raz kolejny to napiszę, że aż żal dupę ściska, że zima zbliża się wielkimi krokami, ciemno robi się o 17, ubierać się trzeba na rower jak Eskimos i w ogóle do dupy. Mam nadzieję, że wiosna przyjdzie szybko i znowu będzie fajnie.

Zrobiłem kilka fotek i nawet jeden suchy filmik.
Muszę zrobić upload na serwer,m jak to zrobię to się tu pojawią.



Pozdrawiam Panowie, mam nadzieję, że wkrótce jakaś nocna wyprawa... :)

Fotki:






















































Przejażdżka po okolicznych wioskach ;) nananana hehehe

  • DST 76.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 22.35km/h
  • VMAX 44.90km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 164( 84%)
  • HRavg 136( 70%)
  • Kalorie 2043kcal
  • Podjazdy 464m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 października 2010 | dodano: 17.10.2010

Zrobiłem sobie dzisiaj mały wypad po wiejskich ścieżkach. W sobotę cały dzień siedziałem w domu jak taki baran i aż mnie od tego głowa rozbolała :).

Dość mocno dzisiaj wiało na trasie i temperatura też nie rozpieszczała, ale przynajmniej było słonecznie. Zaliczyłem sobie kawałek trasy bikemaraton'u Poznań i jeszcze kilka innych ciekawych ścieżek, głównie polnych.



Rozjazd :)

  • DST 42.00km
  • Czas 01:24
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 169( 87%)
  • HRavg 146( 75%)
  • Kalorie 938kcal
  • Podjazdy 117m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 października 2010 | dodano: 10.10.2010



Sobotni wypad do lasu

  • DST 108.00km
  • Teren 75.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 24.55km/h
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 października 2010 | dodano: 10.10.2010



Do pracy

  • DST 53.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 23.56km/h
  • HRmax 160( 82%)
  • HRavg 132( 68%)
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 października 2010 | dodano: 10.10.2010

Już ostatnie dni na jazdę rowerem, na szczęście jeszcze nie pada. Za chwilę przesunięcie godziny i będzie chujnia, trzeba resztki wykorzystać :)



Bike Maraton - Karpacz "Świat się pomylił" ;>

  • DST 77.00km
  • Teren 60.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 17.63km/h
  • VMAX 73.19km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 173( 89%)
  • HRavg 156( 80%)
  • Kalorie 3230kcal
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 października 2010 | dodano: 05.10.2010

Do Karpacza przyjechałem z kuzynem w sobotę, dołączając do Marca'a i JPbike'a. Nocleg w Willi Jaśmin :D, bla bla bla bla....

Ogólnie to nie wiedziałem jak się czuję, niby dobrze, ale nie do końca, niby źle, ale tez nie do końca :). Już po Istebnie mówiłem, że w Karpaczu chcę się zmieścić gdzieś w połowie stawki w OPEN, bo wiedziałem, że na M2 nie mam co liczyć, jest cholernie duża konkurencja. Oczywiście zdecydowałem się na dystans GIGA, bo zawsze będę jeździł GIGA !!! ;). Wystartowałem z 3 sektora dokładnie tak jak Klosiu, który dzień wcześniej był na maratonie w Świeradowie. Powiem szczerze, że trochę twardo, ja chyba nie miałbym na tyle silnej psychiki, aby jechać 2 maratony pod rząd. Rozgrzewka to 5 km pod górę obok Świątyni Wang, dziwne, ale pod górkę szedłem jak żyleta. Postanowiłem, że tym razem nie pojadę tak jak w Istebnie, czyli wysoka kadencja, kosztem mniejszej prędkości. Praktycznie 90% trasy przejechałem na środkowej tarczy z przodu. Ciąłem naprawdę grubo, jak "taki kujot, hiena taka" :D. Na zjazdach czułem się naprawdę dobrze, wyprzedzając wszystkich. Na ok. 7 km gleba :D. Jakiś megowiec (prawdopodobnie) zahamował na dziecinnie banalnym zjeździe, na którym było dużo błota i kamieni, a ja sądząc, że to pewnie jakiś pro nawet nie pomyślałem, że zrobi coś takiego. Wleciałem moim kołem na jego koło i wywróciłem się na bok, w błoto, rozcinając sobie delikatnie nogę... Gość krzyczy "sorry", ja się podnoszę, sprawdzam rower, wskakuje na niego i śmigam dalej, bo szkoda czasu. Później dalej zjazdy, podjazdy, jadę wszystko, nigdzie nie schodzę z roweru, powtarzam to samo co w Istebnie, ale szybciej. Każdy trudny podjazd zaliczam, gdy większość ludzi prowadzi rower. Cieszę się z tego, bo widzę, że moja forma się zdecydowanie polepszyła. Po jakimś czasie dochodzę gościa z numerem 311, który okazuje się Rodmanem :D, rozmawiam z nim chwilę, ale niedługo, ponieważ on pod górę ciągnie dużo lepiej niż ja :). Dzień wcześniej też był w Świeradowie, więc gratuluję i podziwiam kondycję. Na jakimś zjeździe później jeszcze go wyprzedzam, ale ogólnie dojeżdża do mety 3 minuty szybciej niż ja :). Za mostem fajny zjazd, na którym śmigam ponad 73 :), ale więcej opony mi nie pozwalają. Na ok. 50 km, pod koniec II pętli pojawiają się skurcze! Nie mogę stać na pedałach, jak to robię to niestety pojawia się niebezpieczeństwo, że zaraz mnie złapie. To jest właśnie cena szybszej jazdy w górach. Musiałem cały czas siedzieć na siodle i przez to niestety trochę spadła mi średnia, ponieważ zacząłem używać tarczy nr 1 :) Ostatni podjazd masakra, jadę jak żółw i zaczynają mnie doganiać jacyś GIGOWCY. Mówię sobie, "no i w pizdu i wylądował, i cały misterny plan też w pizdu", do tego doszedł ból pleców no i skończyła się szybka jazda. Nagle dojeżdżam do tabliczki 10 km do METY :D. Dostaję kopa i zaczynam gnać do przodu jak dziki, ale po 3 km nagle czuję, że znowu nadchodzi skurcz, pojawia się górka więc zeskakuję z roweru i biegnę pod tą górę jakieś 12 km/h :) Miałem dużo siły jeszcze, więc stwierdziłem, że praca innych mięśni pomoże. No i pomogła. Na kolejne kilka kilometrów to pomogło. Po chwili widzę cudowną tabliczkę META 5 km :) Cieszę się i patrzę na średnią, a tam 17.70 km/h :D. Myślę sobie, "ale ze mnie hardkorowiec !!! Albo mam dobrą formę, albo ten maraton jest naprawdę łatwy" (pewnie obie rzeczy) :)) W każdym bądź razie przed metą dochodzę kolesia, który wyciął mnie przez moje skurcze. Już miałem go, już tak mało brakowało, ale ostatni podjazd był dość mocny i skurcz znowu chciał mnie chwycić, więc znowu zszedłem z roweru i biegłem za gościem. Podciągnąłem sobie nogawki do samej góry i to spowodowało, że skurcz nie nadchodził tak łatwo. Później już tylko wjechałem na metę i cieszyłem się, że mam niezły czas.

Zobaczyłem tablice z wynikami i okazało się, że jestem tylko 10 minut za twardzielem Jackiem. Pomyślałem - "it's fucking unbelievable".

Jestem naprawdę zadowolony z tego wyścigu, już teraz mam jakieś doświadczenie w górach i wiem mniej więcej na ile mnie stać, w przyszłym roku mam zamiar na poważnie się w to wkręcić ;). Żałuję tylko, że to ostatni maraton w tym sezonie :(, trzeba teraz zrobić wszystko aby utrzymać formę do następnego.

Czas: 4:22:33
Miejsce OPEN: 32/82
Miejsce M2: 15/22 ;)