mlodzik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2011

Dystans całkowity:312.50 km (w terenie 202.00 km; 64.64%)
Czas w ruchu:12:45
Średnia prędkość:24.51 km/h
Maksymalna prędkość:61.00 km/h
Suma podjazdów:2703 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:62.50 km i 2h 33m
Więcej statystyk

Wyprawa po olej do Tulec :D

  • DST 72.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 24.27km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 329m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 | dodano: 29.08.2011

Dzisiaj musiałem trochę pojeździć, więc stwierdziłem, że przy okazji skoczę do Pana Rodmana po olej Rohloff :D.

Jechałem prawie cały czas asfaltem i było ogólnie nudno, ale w miarę się zmęczyłem :)



Dziewicza z EMED'em

  • DST 42.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 18.67km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 sierpnia 2011 | dodano: 24.08.2011

5 pętelek po 150m w pionie każda. Josip, Jpbike, Klosiu and Me



Maraton Hermanów

  • DST 73.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 23.68km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 915m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano: 22.08.2011

Czas: 3:05:47

Open 28/60
M2 8/12


Trasę pamiętałem dość dobrze z poprzedniego roku, Była tylko minimalnie zmieniona.
Ja, Josip i Klosiu staliśmy w sektorze obok siebie, tylko Rodman cwaniaczek stanął prawie z czołówką ;). Pokiwaliśmy mu, przekazałem mu ważne słowa: "my, my, my tak podjarani" i ruszyliśmy. Zacząłem dość spokojnie, nie chciałem szarżować, aby nie się nie spalić. Po jakimś czasie doszedłem Rodmana i dość długo za nim jechałem. Jego rower skrzypiał jak wigry 7 :D. Po chwili mijamy Jacka i dalej dość szybko walimy do przodu. Niestety jakieś lamy zwalniają przy kałużach i prawie wszyscy się zatrzymują. Później jeszcze chwilkę razem, ale w końcu Przemysław jest za mną, nie widzę go, ale bardzo dobrze słyszę ;d.
Do 30 km'a jadę na małym zgonie i dość ciężko mi się pedałuje. Pierwszy bidon schodzi po 30 minutach jazdy. Olewam pierwszy bufet, wiem, że Koksiu i Rodman są niedaleko. Zaczynają się podjazdy, ale dzisiaj idzie mi to znacznie gorzej niż zwykle. Uwielbiam zjazdy i podjazdy przy szkole w Żerkowie, są całkiem techniczne. Po chwili dogania mnie Tomasz z dystansu mega, wyprzedza mnie i po chwili zalicza OTB na fajnym zjeździe z dużą dziurą ;). Przeżył, więc jadę dalej. Wyjeżdżam na asfalt i ten długi chujowy podjazd, obracam się i widzę Rodmana, depcze mi po piętach, po chwili mnie wyprzedza :D.
Na drugim bufecie muszę się zatrzymać, absolutny brak płynów. Tracę trochę czasu i łyka mnie Koksiu :). Zużywam bardzo dużo energii, aby go dojść i w końcu dochodzę. O mało co stojąc na pedałach dostaje skurczy. W tym czasie Rodman jest już przed nami, teraz to my depczemy mu po piętach. Dyskutujemy chwilę, że trzeba go dojść. Pojawia się mały singielek, najpierw podjazd, a później zjazd i w końcu go mamy. Jedziemy razem. Prawie cała ekipa GIGA z EMED Racing Team - Oni to są zajebiści. Dajemy tak przez długi czas razem i gadamy. Tzn. ja mówię dużo, Koksiu też coś tam mamrocze, a Rodman milczy. Nie chciał marnować energii na pitolenie ;). W końcu znowu pojawia się zjazd w rynnach, Mariusz mówi, żebym jechał pierwszy, więc jadę, ale przede mną jakiś megowiec, który tarasuje drogę. Krzyczę "Maiuczek SPIERDALAJJJJJJJ", tzn. lewa, lewa przyjacielu :D. Przyjaciel mi zjeżdża i nawet nie wiedziałem czy to laska czy koleś, ale ja tam szybciej bym zszedł niż on/ona zjeżdżał/a. Teraz kawałek asfaltem. Obracam się i 100m za mną Klosiu, zwalniam trochę i czekam na niego, po co samemu się męczyć, jak możemy się pozmieniać. Niestety Klosiu jest mocniejszy i liczę na niego ;). Troszkę mnie pociągnął, chociaż nie chciałem być chujem i też coś tam próbowałem. Rodmana już nie widzę, obracam się, ale go nie ma.
Koksiu zaczyna zapierdalać, chyba zjadł ENDURO :D. Ja już zdycham, myślę sobie, że jeśli dalej tak pojedzie, a ta trasa się nie skończy to będzie chujnia, zdechnę jak pies. Muszę się znowu zatrzymać na bufecie, Koksiu znów mi odchodzi i od tego czasu bardzo trudno mi go dogonić, zbliżam się, ale nie mogę usiąść my na kole.
Po pewnym czasie dochodzimy kolesia ubranego na biało. Dość ładnie szedł pod górki. Koksiu go wyprzedza, ja zaczynam mu jechać na kole. Po chwili go zmieniam i tak współpracujemy do wału. Niestety Mariusza mogę już tylko rozpoznać po kolorze koszulki. Znika dość ładnie, ale wciąż go widzę. 2 km przed metą znika mi całkowicie. Z białym człowiekiem zmieniamy się jeszcze chwilkę i but do mety. 200 m przed nią takie dziury, że nie da się jechać. Gość łyka mnie jak dziecko, a ja nie mam już absolutnie siły. Na metę wjeżdżam mało widowiskowo, ale z dużym zadowoleniem. Klosiu prawie 2 minuty przede mną, Rodman 3 minuty za mną :D

Trening udany i wyścig również choć w GIGA startowało tylko 60 osób, jakaś porażka, dużo cipek ;)



Pieprzona jesień

  • DST 55.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 26.61km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano: 13.08.2011

Od kilku dni jestem chory. Dzisiaj ze stanem podgorączkowym przejechałem się rowerem i była jakaś masakra. Wszystko przez pieprzoną pogodę i najgorsze lato jakie znam. Mam nadzieje, że minie to szybko, bo Hermanów tuż tuż. Kupiłem drugi łańcuch, linki i pancerze do przerzutek, teraz zmieniają się leciutko :).



Suchy Las - Grand Prix Wielkopolski w Maratonach MTB

  • DST 70.50km
  • Teren 50.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 29.58km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 439m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano: 07.08.2011

Wynik:

Open 13/122 którzy ukończyli
M2 6/31

czas 2:23:29
Strata do zwycięzcy 8 minut ;)

_________________________________________________________________________________
Pojechałem i nie żałuję...

Super wyścig i poszło mi też całkiem całkiem. Nastawiony byłem dość negatywnie, ponieważ jakimś fuksem Josip namówił mnie na to, aby stanąć zaraz za czołówką. Ja kompletnie bez rozgrzewki stanąłem w 2 metry przed linią startu, a Wojtek zaraz przede mną.
Bałem się, że się spalę i cały czas myślałem o tym, że to zły pomysł, aby zarzynać się z przodu. No ale cóż, już tu stoję to muszę się skupić i postarać przejechać ten maraton dość szybko :).

Start "honorowy", bo tylko tak się nazywa. Oczywiście wszyscy ruszyli dość mocno. Po chwili z górki więc się oszczędzałem, aby się rozgrzać. Po chwili doszedłem duży peleton z czołówką. Josip już tam był. Jechałem tak chwilę, po czym przejechaliśmy drugi raz przez start i zaczął się wyścig. 100 m dalej wyciągam bidon robię dwa łyki, próbuję zamknąć a on wypada mi z ręki. Mówię sobie "o kurwa" mam tylko jeden mały bidon i na 100% będę musiał się zatrzymać. Po kilku kilometrach gruntowych dróg wyjeżdżamy na asfalt, na którym stoi bufet. Oczywiście wszyscy bufet olewają włącznie ze mną :D. Słońce nie świeciło więc miałem nadzieję, że skromne pół litra wystarczy mi na 30 km. Asfaltem jedziemy tak jakieś 10 km w dość dużym peletonie. Nie wychylamy się zbyt mocno z Wojtkiem. Raczej wykorzystujemy możliwości innych ;). Po szosie aż do samego Biedruska średnia ok 38 km/h. W międzyczasie mijamy grupki rowerowych turystów, których mijamy dość spektakularnie, przynajmniej z naszego punktu widzenia ;).
Później nagle peletonik zaczyna jechać wolniej niż myślałem. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się jak na pikniku. W końcu Biedrusko i zjazd na polną drogę.
Napieram mocno. Izotonik schodzi szybko i zaczynam się martwić. Jednak wciąż trzymam z czołówką. Po chwili gubię Josipa i więcej już go nie widzę. Jest gdzieś niedaleko z tyłu.
7 km przed półmetkiem zaczyna mi brakować wody i jadę na "sucharze". Pojawia się bufet, więc zatrzymuję się z dużej prędkości i proszę o dolewkę. Idzie to zbyt długo. Duży peleton odjeżdża mi, jednak wciąż mam ich w zasięgu wzroku. Na półmetek wjeżdżam minutę po nich ze średnią prędkością ok 32 km/h. Niestety całą drugą pętlę jadę samotnie. Doganiam dwóch, którzy urwali się również od czołówki, lecz oni jadą wolniej i "pociąg" nie ma sensu. Zaczynam wyprzedzać tych słabszych i tych, którzy mają zgon (hahah, było trzeba uzupełnić płyny :D ).
Później dojeżdżam jeszcze z 5 i wszystkich wyprzedzam. Ktoś próbuje na koło, ale tylko chwilę. 15 km przed metą odczuwam mały zgon, ale trwa tylko 5 minut. Zjadam żela Torq i ciągnę dalej. 10 km przed metą zaczyna mi lecieć krew z nosa :). Smarkam, aby to wydmuchać, ale nic to nie daje. Jestem obluzgany krwią na koszulce, rękawiczkach i twarzy. Wciąż nie mogę zatamować krwotoku. Nagle kończy się szutrowa droga i na moment wjeżdżam na asfalt. W tym momencie trzymam jedną ręką kierę a drugą nos i wywracam się. Obdzieram sobie minimalnie nogę. Strażacy podbiegają, ale mi zupełnie nic nie jest :). Małe zadrapanie. Jadę dalej i naglę słyszę od jakiegoś kolarza "dwunastu przed tobą" :D. Ucieszyłem się, bo zostały 3 km do mety ;). Ostatni zjazd, mała piaskownica i meta :). Speaker pogadał chwile ze mną. Po chwili dojechał Josip, pogadaliśmy chwilę i pojechałem do domu.

Nie mam pojęcia dokładnie który byłem. Nie chciało mi się czekać na wyniki, bo pewnie trwało by to tyle co w Mosinie ;).


Wyścig fajny i szybki. Pierwszy raz w życiu taka średnia. Mój rekord w terenie.