Wrzesień, 2011
Dystans całkowity: | 855.75 km (w terenie 553.41 km; 64.67%) |
Czas w ruchu: | 43:36 |
Średnia prędkość: | 19.63 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.85 km/h |
Suma podjazdów: | 12177 m |
Maks. tętno maksymalne: | 179 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (76 %) |
Suma kalorii: | 4853 kcal |
Liczba aktywności: | 14 |
Średnio na aktywność: | 61.12 km i 3h 06m |
Więcej statystyk |
Trening bez pomysłu :)
-
DST
46.26km
-
Teren
30.00km
-
Czas
02:02
-
VAVG
22.75km/h
-
VMAX
39.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
480m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taki mały trening bez większego pomysłu. Bardzo dobrze mi się jechało, choć wiało dość mocno w okolicach Wierzenicy. Pogoda dalej się utrzymuje, ciekawe jak długo?
Track
Rozjazd po maratonie w Istebnej
-
DST
31.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
01:18
-
VAVG
23.85km/h
-
VMAX
38.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
120m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda jak latem, choć jesień. Nie mogłem jej zmarnować. Delikatny rozjazd po weekendzie :)
Misja Wielka Racza :D
-
DST
80.28km
-
Teren
60.00km
-
Czas
06:17
-
VAVG
12.78km/h
-
VMAX
74.85km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Podjazdy
2536m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś ładna pogoda, znowu :). Cały happy obudziłem się o siódmej. Koksiu jeszcze sobie smacznie drzemał. Nie mogłem już się doczekać naszej wyprawy na 1236 m n.p.m. ;)
Na śniadanie zrobiłem jajecznice z 10 jaj :D. Obudziłem Koksia i powiedziałem mu, że ma zejść ok. 8.
Posiłek zjedzony, kanapki uszykowane, bidony pełne… No to w drogę. Najpierw się trochę gubimy, więc zjazd stokiem do głównej drogi
Następnie Ochodzita, aby rozkoszować się zajebistymi widoczkami przy bezchmurnym niebie :).
Zjazd z Ochodzitej, hm… czekam i czekam a Mariana nie ma. W połowie zaczynam się cofać, bo boję się o niego. Po chwili jedzie podziurawiony kolcami :D. Jedyne co wtedy przychodziło mi do głowy gdy na niego patrzyłem, to Maks ;) Nie wiem dlaczego :D.
Na długim zjeździe za tą fajną górką szybki zjazd i prawie 70 km/h. Później długi czas szlakiem maratonu, lecz później na Sołowy Wierch i do Zwardonia, gdzie mieszkało kiedyś trzech twardzieli z Trophy ;)
Przed Kolonią Koksiu próbuje się zabić na starej ambonie, jednak negocjacje sprawiają, że schodzi na dół ;)
Później częściowo czerwonym szlakiem, który prowadził na Wielką raczę. Jednak postanowiliśmy, że wspinać się będziemy od Kolonii, tak jak na Trophy.
Tam zahaczamy sklepik i małą przerwę. Ja kupuję mój magiczny płyn, który pozwoli mi wjechać na Wielką Raczę jak taka kuna, kojot taki :D.
W końcu ustawiamy się pod wjazdem, wyciągam z plecaka COCA-COLĘ w puszce, piję jednym duszkiem i but do góry. Jechało mi się wyśmienicie. Nie wiem ile zajęło mi wjechanie na sam szczyt, ale na pewno mniej niż 40 minut ;). W tym czasie pokonałem 500m w pionie po dość trudnym terenie. Klosiu dojechał chwilę po mnie. Dawaliśmy mocno.
Uwielbiam ten podjazd, jest mega przyjemny dla mojej psychiki ;D.
Na górze przerwa i uzupełnienie zapasów. Trochę zgłodnieliśmy. Kilka fotek ;P
Później już resztkami sił do domu :). Był niezły wycisk. Super zakończyliśmy z Klosiem ten sezon :).
Zdjęcia tutaj. Nie chciało mi się wszystkich dodawać po kolei.
Zdjęcia
MTB Powerade Marathon Istebna
-
DST
76.80km
-
Teren
70.00km
-
Czas
05:18
-
VAVG
14.49km/h
-
VMAX
67.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Podjazdy
2827m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do Istebnej przyjechaliśmy razem z Klosiem już w piątek. Trzeba było się wyspać przed maratonem, aby znowu nie było powtórki z Międzygórza.
Do chaty dotarliśmy przed północą. Była położona 700 m n.p.m :). Całkiem fajnie do stadionu w Istebnej 2.5 km, ale jednak jedziemy autem, ponieważ powrót po maratonie może być męczący. 150 m przewyższeń na 2.5 km :D.
O 7:30 pobudka, ubraliśmy się, coś zjedliśmy i zjechaliśmy autem do miasta. Było super, czyste niebo, bez jednej chmurki. Cieszyliśmy się, ponieważ to oznaczało brak błota i jazdę na krótko :).
Na stadionie szybko wypełniliśmy kupony konkursowe, aby wygrać Suzuki :D. Niestety nie udało się ;).
30 minut przed startem lecę z rowerem do stoiska Authora, aby mi wyregulowali przerzutki, ponieważ od dwóch maratonów połowa nie wchodzi precyzyjnie. Wszystko pięknie, wreszcie ustawiamy się w sektorach. Koksiu i ja w tym samym, trzecim :). Samopoczucie średnie, nie czuję się super, bo czymś się denerwuję :D.
Po chwili „Hello” i start. Jedziemy. Na początku nie szalejemy. Wciąż widzę Mariana. W Istebnej początek jest super, bardzo dobra i dosyć długa rozgrzewka na płaskim :D. 3 km dalej zaczyna się podjazd. Klosiu jest zaraz za mną. Wjeżdżam wysoko bez żadnych problemów. Wyprzedzam Macieja Rączkiewicza i dalej gnam mocno do góry. Teren wydaje się lepszy niż rok temu i na Trophy. Jest sucho, kamienie nie są śliskie. Jest dobrze. Docieram na górę, pierwszy zjazd, singiel w lesie. Bardzo mi się podoba. Trzymam się dosyć mocno z przodu przez co mało kto utrudnia mi szybki zjazd. Tutaj ludzie jakoś zjeżdżają. Po ok. 25 km zaczyna się podjazd pod górę na płytach. Starszna stromizna, która rok temu zmusiła mnie do zejścia z roweru :D 24% pochylenia. Tym razem przejeżdżam ją z siodełkiem w dupie i zębami na kierownicy. Słyszę doping gapiów, mam sporo siły. Chwilę przed Ochodzitą kończy się dystans MINI :D. Jest meta i koniec najkrótszego dystansu, lecz dla GIGA jest to dopiero 1/3 wyścigu.
Wyjazd na asfalcik i śmigamy na moją ulubioną Ochodzitą. Uwielbiam podjazd rynną. W tym roku jadę już tutaj drugi raz. Dosyć mocno podchodzę, wyprzedzając 2 osoby. Dalej czuję, że mam siłę. Trochę więcej w tygodniu pojeździłem i wiem, że jest lepiej. Zjazd z góry to już formalność. Nikt mnie za bardzo nie blokuje. Za Ochodzita singielek jest super. Później szeroka droga na której rozpędzam się do 67 km/h. Nobby Nici stawiają duży opór :D. Później jedzie się praktycznie cały czas po kamienistych zjazdach i podjazdach. Jest ciekawie i fajne widoczki. Jak ja lubię Beskidy :).
W końcu 50 km i 3 km do końca pętli mega. Zjazd przed drugą pętlą po korzeniach. Trochę ryzykuję i zjeżdżam go :D. Na samym końcu niestety koło grzęźnie mi w błocie :D, ale zjechałem :). Zaczyna się druga pętla. Samopoczucie dobre, kończę ją po 3 godzinach 35 minutach. Żaden megowiec mnie nie dogania :). Niestety w tym miejscu popełniam duży błąd. Za mostkiem jest ostatni bufet, a ja o tym nie pamiętam. Biorę tylko jednego banana i jadę dalej. Nie uzupełniam ani bidonów ani nie jem więcej, ponieważ myślę, że jeszcze będzie bufet. Zaczynają się ostre podjazdy, do mety ok 22 km, mijają dość powoli, ponieważ zaczynają boleć mnie plecy, ale tak konkretnie. W tym samym czasie jest kurewski stromy podjazd 18-19%. Mam dość, na chwilę staję i masuję plecy, ponieważ z bólu płakać mi się chce :D. Jadę dalej, niestety ktoś mnie dochodzi i jest to Agnieszka Gulczyńska. Wyprzedziłem ją za Ochodzitą, teraz jadę wyraźnie gorzej a co gorsza robię się głodny. Do mety jakieś 10 km, ale zaczyna mnie ssać. Nie mogę już pić Powerade’a. W bidonach mam wodę, ponieważ rzygam już tym niebieskim badziewiem. Piję, ale wciąż mam „suchara” w gębie . Z Gulczyńską się tasuję dość często. Ona mnie trochę robi na podjazdach, ja ją na zjazdach. W końcu 7 km przed metą zaczyna się asfaltowy kawałek i tam z jakimiś Czechami uciekam jej dość mocno i wyhrywam z nią o 2 miejsca. Pojawia się tabliczka 3 km do mety. Jestem happy, ale jeszcze ten bolesny podjazd łąką. Dam radę :). W połowie zaczynają mnie łapać skurcze. Dubluje megowców. Jednak na moment muszę zjeść z bike’a i się rozciągnąć, bo coś mnie jebnie. W końcu podjeżdżam i jestem na górze. Teraz zjazd fajnym wąwozem. Hamuję i zaliczam OTB przez korzenie na zakręcie. Wszystko ok, szybko wstaję i jadę dalej super leśną ścieżką.
Dojeżdżam do ostatniego zjazdu po korzeniach, lecz tym razem nie udaje mi się go zjechać, ponieważ za słabo się zadaję i tracę stabilność. Szkoda czasu na kombinowanie, tym bardziej, że dwóch kolesi jest kilka sekund przede mną. Jednak dojeżdżają szybciej a ja potrzebuję reanimacji pleców.
Po ok. 40 minutach przyjeżdża Klosiu z rozwalonym kolanem i cały zakrwawiony. Miał trochę mniej szczęścia przy upadku niż ja, ponieważ zaliczył OTB na kamieniach, ałć...
Ładnie dzisiaj pojechaliśmy. Trasa super.
Czas: 5:18:33
Miejsce open 69/172
M2: 25/49
Czas poprawiony o ponad godzinę z zeszłego roku, lecz trasa była trochę łatwiejsza, tzn. sama końcówka.
Powrót d domu, kąpanie i z powrotem na stadion, aby coś wygrać. Oczywiście oboje wygraliśmy wielkie NIC :D
Early Bird
-
DST
36.00km
-
Czas
01:24
-
VAVG
25.71km/h
-
VMAX
35.00km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Podjazdy
140m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranny trening regeneracyjny :)
XC - Dziewicza Góra
-
DST
21.31km
-
Teren
21.31km
-
Czas
01:11
-
VAVG
18.01km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
752m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mój pierwszy start w tego typu wyścigu. Wczoraj w Wieleniu usłyszałem, że Rodman jedzie więc stwierdziłem, że trzeba spróbować.
Najpierw obejrzałem wyścig Przema, a później sam przystąpiłem do startu. O 15:15 wyruszyliśmy, ja w kategorii ELITA :D. Był niezły hardkor, zrobiłem 7 pętli, na piątej zdublował mnie Konwa :). Generalnie cały wyścig szedł mi nieźle, ponieważ Ci, co byli za mną tak już pozostali i nawet jeszcze kilku wyprzedziłem.
Na pierwszej pętli "rynnę" podjechałem z prędkością powyżej 16 km/h co było meha cudownym wynikiem. Gdy znalazłem się na samej górze to sapałem jak kobieta w trakcie rodzenia :D. Nie mogłem złapać tchu, ale było w tym coś pięknego. Do Kilera odpocząłem. Zjazd spoko, choć dużo piachu.
Na drugiej pętli już nieco wolniej, ale niestety zaliczam najbardziej widowiskowe i niebezpieczne (z punktu widzenia obserwatora, widzów) OTB. Zaraz na samym początku jedzie przede mną koleś, który zakurzył mi strasznie i nic nie widziałem. Z tego powodu wpadłem w koleine z piaskiem, która wykrzywiła mi koło o 90 stopni. Przeleciałem przez kierownicę i wylądowałem gębą w glebie, po czym nastąpiła cisza i rower spadł mi na głowę :D. Pierwszy raz w życiu przydał mi się kask :). Ogólnie wszystko ok, ale boli mnie trochę prawa dłoń z lewej strony :). Musiałem uderzyć się lądując ;).
Każda następna pętla była coraz fajniejsza i coraz lżej mi się ją przejeżdżało.
Wyścig świetny. Zrobiłem reset licznika na samym starcie i 7 pętli przejechałem w ciągu 1:11:32. Średnia prędkość prawie 18 km/h co jest dla mnie mega super wynikiem :).
Polecam każdemu, kto chce dostać wycisk na górkach. Nigdy tak szybko nie przejechałem dziewiczej jak na tym wyścigu. W ogóle nie wiedziałem, że dam radę aż tak szybko jechać.
Pulsaka nie miałem, bo nie chcę patrzeć na swoje tętno :)
Mr Rodman wciąż mnie dopingował i strzelał fotki :D
Dojazd i rozgrzewka przed XC + powrót :)
-
DST
27.10km
-
Teren
27.10km
-
Czas
01:47
-
VAVG
15.20km/h
-
VMAX
29.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
70m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozgrzewka przed wyścigiem XC na Virgin Mountain :D
Spotkanie z Rodmanem i kibicowanie mu.
Maraton Michałki - Wieleń
-
DST
103.50km
-
Teren
100.00km
-
Czas
04:37
-
VAVG
22.42km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Podjazdy
1016m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano płatki i w drogę :)
Do Wielenia 117 km z Tuczna. Dojeżdżam o 9:30. Maks i Zbychu już są. Zawsze pierwsi ;D.
Rejestruję się, uiszczam opłatę i idę do czarnego Forda pogadać z chłopakami :).
Dowiaduję się, że raczej jadą GIGA, co cieszy :)
Przebieram się, mała rozgrzewka z JP, Maksem oraz Zbychem.
Stoję gdzieś w środku sektora ze Zbychem, dobija Bloom. Z tyłu widzę Josipa, Koksia i Jacka.
Start spokojny, nie chcę się przemęczać, ponieważ to 100 km. Na asfalcie spokojnie ok 40,41 km/h. Nagle obok widzę Josipa :). Próbujemy dojść pierwszą grupkę, ale zabrakło kilku metrów, skręt w lewo i las !. Dużo osób wyprzedzam i jedzie mi się dość fajnie. Na starcie Zbychu zlitował się nade mną i sprzedał mi jednego Maxima, ponieważ nie miałem żadnego żelu. Całe szczęście, potrzebowałem go ;). Po chwili dochodzi mnie Klosiu, a przed sobą widzę Jacka. Zaczynają się delikatne piaszczyste podjazdy. Wykorzystuję to i jadę trawą obok trasy, co pozwala mi oszczędzić sił i czasu. Wyprzedzam JP’a, ale wiem, że to początek i szału nie będzie. Zaczynają się górki dosyć fajne, jest co robić. Długi czas jedziemy razem i w pewnym momencie uświadamiam sobie, że mam za sobą Klosia. Cieszę się, bo wiem, że jadę równo i nie mam żadnego doła. Jednak cały czas myślę, że Josip jest przede mną. Jednak nie był.
Na ok. 35 km robimy z JP szutrowy podjazd, a później zjazd w pewnej chwili rozglądam się i nie widzę strzałek. Obracam się i mówię to Jackowi, a on kiwa mi, że jedziemy dalej prosto. No więc jadę, ale po kilku minutach stwierdzam, że zgubiliśmy trasę. Nie widziałem żadnych śladów opon, jest syf !!!. Wkurwiony zawracam, JP też nie okazywał zadowolenia, jedziemy tak jakieś 1,5 do 2 km i wreszcie na szutrowym podjeździe jest strzałka w lewo, taka mała na wąskim drzewku. Przegapiliśmy ją ;(. Tracimy ok. 8 minut. Czuję straszny niesmak i zniechęcam się do jazdy. Zaczynam mieć ją w dupie. Już wiemy z Jackiem, że Klosiu jest przed nami ;). Trudno, jedziemy swoje. Trzymam się cały czas Jacka, ponieważ cały czas mnie na to stać. Nie męczę się, widzę, że on też nie dusi na maxa. Jakieś podjazdy sobie robimy, później mega stromiznę, a później jakieś fajne zjazdy. Wciąż razem. Przed nami, ani za nami, absolutnie nikogo. Na ok. 60-65 km Jacek mi ucieka, nie gonię, ponieważ wiem jak to się kończy. Jadę daleko za nim i przez długi czas go widzę. Praktycznie tracę go z oczu ok. 15 km przed metą. W międzyczasie doganiam jeszcze ok. 5 osób, które „na chama” chcą się przyssać do mojego koła. Jeden koleś, którego wyprzedzam siedzi na moim kole od 15 km i ani jednej zmiany. Ma kryzys, ale trzyma się skubianiec. Na płaskim odcinku zarzucam 9 z tyłu i pełen but. Rozpędzam bike’a do 40 km/h a gnojek dalej siedzi na kole. Gubię go dopiero 20 km przed metą, po przecięciu drogi asfaltowej i wjazdu na łąkę. Po chwili jednak dochodzę laskę, która okazuje się Magdą Chałajczak (wtedy o tym nie wiedziałem). Siada mi na kole. Jadę sobie równo i widzę dwóch kolesi w odległości ok 200m. Jechali pod górkę, myślałem, że tak idzie trasa, jednak w połowie górki było odbicie w prawo. Gdy to zobaczyłem to kolesie zniknęli mi z oczu za zakrętem. Bez zastanowienia pojechałem w lewo, ponieważ nie miałem jak im pomóc (jednym ze zgubionych był Josip, który pojechał prosto i trochę stracił). Dalej Magda trzyma mi się wciąż koła. W pewnej chwili widzę niezłe bajorko, zastanawiam się czy nie prościej byłoby przepłynąć je kraulem ;). Jednak wybieram opcję przejazdu, co kończy się utopieniem korby :D. Musże wdepnąć w to gówno i przenieść rower. Chałajczak krzyczy do mnie „co to jest?” :D A ja mówię: „niezły gnój” ;). Dalej jedziemy po jakimś gównie, po którym ni chuja nie da się jechać szybciej niż 20 km/h. Pojebane, wkurwiałem się i myślałem, że po prostu jadę jak cipka. Jednak ta trasa byłą trudna dla wszystkich.
Dalej pyta mi się czy może jechać na moim kole, ponieważ nie ma już siły i marzy o tym, aby skończył się ten wyścig :D. Mówię jej, że spoko, mi i tak to wisiało :D. I tak sobie trochę porozmawialiśmy o maratonach i o zmęczeniu :D.
Na metę wjechała zaraz po mnie. Klosiu i Jp już byli ;), ale Josipa jeszcze nie. Mimo mojej 8 minutowej straty doszedłem go. Fakt, że on się trochę zgubił, ale gdyby tego nie zrobił to na metę wjechali byśmy w sekundowych różnicach :D.
Wkurzony trochę jestem ponieważ cały EMED mógł mieć piękną końcówkę. Mogliśmy jechać razem pod koniec i dość ostro, wzajemnie się motywować. Strzałki powinny być GLOSSY, połysk, aby rzucały się w oczy, a nie jakąś farbą matową.
8 minut straty to bardzo dużo, raczej trudno to odrobić.
Mimo tego jestem dosyć usatysfakcjonowany.
Czas: 4:47
Miejsce open 15/34
Miejsce M2 5/6 :D
Śmiech, bo tylko 6 z M2.
Zimny rozruch :D
-
DST
40.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
19.20km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Podjazdy
80m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mały rozgrzewka, bo ostatnio coś ciężko z czasem, aby potrenować :)
W jedną i drugą pod wiatr, ktoś umie mi to wytłumaczyć? :D
Trening pod wiatr :)
-
DST
86.00km
-
Czas
02:59
-
VAVG
28.83km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
230m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Szybkim tempem z kuzynem na kole :). Nie jeździł 4 miesiące, więc forma spadła. Jechał wciąż mi na kole, mimo tego pod koniec trochę musiałem czekać. Tak to jest jak się nie cwiczy ;).
Trasa mało interesująca, ale dość sporo wiatru, więc nie można było się opierdalać.
Tuczno - Pobiedziska - Czerniejewo - Września i powrót.