Maraton Michałki - Wieleń
-
DST
103.50km
-
Teren
100.00km
-
Czas
04:37
-
VAVG
22.42km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Podjazdy
1016m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano płatki i w drogę :)
Do Wielenia 117 km z Tuczna. Dojeżdżam o 9:30. Maks i Zbychu już są. Zawsze pierwsi ;D.
Rejestruję się, uiszczam opłatę i idę do czarnego Forda pogadać z chłopakami :).
Dowiaduję się, że raczej jadą GIGA, co cieszy :)
Przebieram się, mała rozgrzewka z JP, Maksem oraz Zbychem.
Stoję gdzieś w środku sektora ze Zbychem, dobija Bloom. Z tyłu widzę Josipa, Koksia i Jacka.
Start spokojny, nie chcę się przemęczać, ponieważ to 100 km. Na asfalcie spokojnie ok 40,41 km/h. Nagle obok widzę Josipa :). Próbujemy dojść pierwszą grupkę, ale zabrakło kilku metrów, skręt w lewo i las !. Dużo osób wyprzedzam i jedzie mi się dość fajnie. Na starcie Zbychu zlitował się nade mną i sprzedał mi jednego Maxima, ponieważ nie miałem żadnego żelu. Całe szczęście, potrzebowałem go ;). Po chwili dochodzi mnie Klosiu, a przed sobą widzę Jacka. Zaczynają się delikatne piaszczyste podjazdy. Wykorzystuję to i jadę trawą obok trasy, co pozwala mi oszczędzić sił i czasu. Wyprzedzam JP’a, ale wiem, że to początek i szału nie będzie. Zaczynają się górki dosyć fajne, jest co robić. Długi czas jedziemy razem i w pewnym momencie uświadamiam sobie, że mam za sobą Klosia. Cieszę się, bo wiem, że jadę równo i nie mam żadnego doła. Jednak cały czas myślę, że Josip jest przede mną. Jednak nie był.
Na ok. 35 km robimy z JP szutrowy podjazd, a później zjazd w pewnej chwili rozglądam się i nie widzę strzałek. Obracam się i mówię to Jackowi, a on kiwa mi, że jedziemy dalej prosto. No więc jadę, ale po kilku minutach stwierdzam, że zgubiliśmy trasę. Nie widziałem żadnych śladów opon, jest syf !!!. Wkurwiony zawracam, JP też nie okazywał zadowolenia, jedziemy tak jakieś 1,5 do 2 km i wreszcie na szutrowym podjeździe jest strzałka w lewo, taka mała na wąskim drzewku. Przegapiliśmy ją ;(. Tracimy ok. 8 minut. Czuję straszny niesmak i zniechęcam się do jazdy. Zaczynam mieć ją w dupie. Już wiemy z Jackiem, że Klosiu jest przed nami ;). Trudno, jedziemy swoje. Trzymam się cały czas Jacka, ponieważ cały czas mnie na to stać. Nie męczę się, widzę, że on też nie dusi na maxa. Jakieś podjazdy sobie robimy, później mega stromiznę, a później jakieś fajne zjazdy. Wciąż razem. Przed nami, ani za nami, absolutnie nikogo. Na ok. 60-65 km Jacek mi ucieka, nie gonię, ponieważ wiem jak to się kończy. Jadę daleko za nim i przez długi czas go widzę. Praktycznie tracę go z oczu ok. 15 km przed metą. W międzyczasie doganiam jeszcze ok. 5 osób, które „na chama” chcą się przyssać do mojego koła. Jeden koleś, którego wyprzedzam siedzi na moim kole od 15 km i ani jednej zmiany. Ma kryzys, ale trzyma się skubianiec. Na płaskim odcinku zarzucam 9 z tyłu i pełen but. Rozpędzam bike’a do 40 km/h a gnojek dalej siedzi na kole. Gubię go dopiero 20 km przed metą, po przecięciu drogi asfaltowej i wjazdu na łąkę. Po chwili jednak dochodzę laskę, która okazuje się Magdą Chałajczak (wtedy o tym nie wiedziałem). Siada mi na kole. Jadę sobie równo i widzę dwóch kolesi w odległości ok 200m. Jechali pod górkę, myślałem, że tak idzie trasa, jednak w połowie górki było odbicie w prawo. Gdy to zobaczyłem to kolesie zniknęli mi z oczu za zakrętem. Bez zastanowienia pojechałem w lewo, ponieważ nie miałem jak im pomóc (jednym ze zgubionych był Josip, który pojechał prosto i trochę stracił). Dalej Magda trzyma mi się wciąż koła. W pewnej chwili widzę niezłe bajorko, zastanawiam się czy nie prościej byłoby przepłynąć je kraulem ;). Jednak wybieram opcję przejazdu, co kończy się utopieniem korby :D. Musże wdepnąć w to gówno i przenieść rower. Chałajczak krzyczy do mnie „co to jest?” :D A ja mówię: „niezły gnój” ;). Dalej jedziemy po jakimś gównie, po którym ni chuja nie da się jechać szybciej niż 20 km/h. Pojebane, wkurwiałem się i myślałem, że po prostu jadę jak cipka. Jednak ta trasa byłą trudna dla wszystkich.
Dalej pyta mi się czy może jechać na moim kole, ponieważ nie ma już siły i marzy o tym, aby skończył się ten wyścig :D. Mówię jej, że spoko, mi i tak to wisiało :D. I tak sobie trochę porozmawialiśmy o maratonach i o zmęczeniu :D.
Na metę wjechała zaraz po mnie. Klosiu i Jp już byli ;), ale Josipa jeszcze nie. Mimo mojej 8 minutowej straty doszedłem go. Fakt, że on się trochę zgubił, ale gdyby tego nie zrobił to na metę wjechali byśmy w sekundowych różnicach :D.
Wkurzony trochę jestem ponieważ cały EMED mógł mieć piękną końcówkę. Mogliśmy jechać razem pod koniec i dość ostro, wzajemnie się motywować. Strzałki powinny być GLOSSY, połysk, aby rzucały się w oczy, a nie jakąś farbą matową.
8 minut straty to bardzo dużo, raczej trudno to odrobić.
Mimo tego jestem dosyć usatysfakcjonowany.
Czas: 4:47
Miejsce open 15/34
Miejsce M2 5/6 :D
Śmiech, bo tylko 6 z M2.
komentarze
gratki za pudło :-)) !!
Fajny opis gubienia kołowców, na szczęście Michałki to nie to co BM Poznań, jazda na kole niewiele daje.
Zajebiście pojechałeś, w tym roku w M2 jechała czołówka, więc miejscem nie ma się co przejmować :).