Suchy Las - Grand Prix Wielkopolski w Maratonach MTB
-
DST
70.50km
-
Teren
50.00km
-
Czas
02:23
-
VAVG
29.58km/h
-
VMAX
61.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Podjazdy
439m
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wynik:
Open 13/122 którzy ukończyli
M2 6/31
czas 2:23:29
Strata do zwycięzcy 8 minut ;)
_________________________________________________________________________________
Pojechałem i nie żałuję...
Super wyścig i poszło mi też całkiem całkiem. Nastawiony byłem dość negatywnie, ponieważ jakimś fuksem Josip namówił mnie na to, aby stanąć zaraz za czołówką. Ja kompletnie bez rozgrzewki stanąłem w 2 metry przed linią startu, a Wojtek zaraz przede mną.
Bałem się, że się spalę i cały czas myślałem o tym, że to zły pomysł, aby zarzynać się z przodu. No ale cóż, już tu stoję to muszę się skupić i postarać przejechać ten maraton dość szybko :).
Start "honorowy", bo tylko tak się nazywa. Oczywiście wszyscy ruszyli dość mocno. Po chwili z górki więc się oszczędzałem, aby się rozgrzać. Po chwili doszedłem duży peleton z czołówką. Josip już tam był. Jechałem tak chwilę, po czym przejechaliśmy drugi raz przez start i zaczął się wyścig. 100 m dalej wyciągam bidon robię dwa łyki, próbuję zamknąć a on wypada mi z ręki. Mówię sobie "o kurwa" mam tylko jeden mały bidon i na 100% będę musiał się zatrzymać. Po kilku kilometrach gruntowych dróg wyjeżdżamy na asfalt, na którym stoi bufet. Oczywiście wszyscy bufet olewają włącznie ze mną :D. Słońce nie świeciło więc miałem nadzieję, że skromne pół litra wystarczy mi na 30 km. Asfaltem jedziemy tak jakieś 10 km w dość dużym peletonie. Nie wychylamy się zbyt mocno z Wojtkiem. Raczej wykorzystujemy możliwości innych ;). Po szosie aż do samego Biedruska średnia ok 38 km/h. W międzyczasie mijamy grupki rowerowych turystów, których mijamy dość spektakularnie, przynajmniej z naszego punktu widzenia ;).
Później nagle peletonik zaczyna jechać wolniej niż myślałem. Nie wiem dlaczego, ale poczułem się jak na pikniku. W końcu Biedrusko i zjazd na polną drogę.
Napieram mocno. Izotonik schodzi szybko i zaczynam się martwić. Jednak wciąż trzymam z czołówką. Po chwili gubię Josipa i więcej już go nie widzę. Jest gdzieś niedaleko z tyłu.
7 km przed półmetkiem zaczyna mi brakować wody i jadę na "sucharze". Pojawia się bufet, więc zatrzymuję się z dużej prędkości i proszę o dolewkę. Idzie to zbyt długo. Duży peleton odjeżdża mi, jednak wciąż mam ich w zasięgu wzroku. Na półmetek wjeżdżam minutę po nich ze średnią prędkością ok 32 km/h. Niestety całą drugą pętlę jadę samotnie. Doganiam dwóch, którzy urwali się również od czołówki, lecz oni jadą wolniej i "pociąg" nie ma sensu. Zaczynam wyprzedzać tych słabszych i tych, którzy mają zgon (hahah, było trzeba uzupełnić płyny :D ).
Później dojeżdżam jeszcze z 5 i wszystkich wyprzedzam. Ktoś próbuje na koło, ale tylko chwilę. 15 km przed metą odczuwam mały zgon, ale trwa tylko 5 minut. Zjadam żela Torq i ciągnę dalej. 10 km przed metą zaczyna mi lecieć krew z nosa :). Smarkam, aby to wydmuchać, ale nic to nie daje. Jestem obluzgany krwią na koszulce, rękawiczkach i twarzy. Wciąż nie mogę zatamować krwotoku. Nagle kończy się szutrowa droga i na moment wjeżdżam na asfalt. W tym momencie trzymam jedną ręką kierę a drugą nos i wywracam się. Obdzieram sobie minimalnie nogę. Strażacy podbiegają, ale mi zupełnie nic nie jest :). Małe zadrapanie. Jadę dalej i naglę słyszę od jakiegoś kolarza "dwunastu przed tobą" :D. Ucieszyłem się, bo zostały 3 km do mety ;). Ostatni zjazd, mała piaskownica i meta :). Speaker pogadał chwile ze mną. Po chwili dojechał Josip, pogadaliśmy chwilę i pojechałem do domu.
Nie mam pojęcia dokładnie który byłem. Nie chciało mi się czekać na wyniki, bo pewnie trwało by to tyle co w Mosinie ;).
Wyścig fajny i szybki. Pierwszy raz w życiu taka średnia. Mój rekord w terenie.
komentarze
chyba forma skoczyła po Głuszycy ;-P ?!
Ja tam sie cieszę, że nie jechałem. A myślałem już nawet w ten sposób - mam numerek to jade za free :D
Pozdrawiam