Nadwarciański Świt :D
-
DST
196.10km
-
Teren
70.00km
-
Czas
07:56
-
VAVG
24.72km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Podjazdy
802m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
W piątek SMS od JP, że jutro o 8:40 na Cytadeli :). Pomyślałem, super jadę, w końcu kiedyś 200 km trzeba zrobić ;)
Stwierdziłem, że nie jadę z Tuczna rowerem, bo po pierwsze się nie wyśpię, a po drugie będę na maxa zmęczony w trakcie powrotu. Samochodzik zaparkowałem na Niepodległości i pojechałem do wyznaczonego miejsca. Na miejscu byłem o 8:50. JP już był, Klosiu dojechał po chwili. Ruszyliśmy chwilę przed 9.
Trasa szlakiem nadwarciańskim do Międzychodu i z powrotem ma ponad 230 km. Już mi się ot nie spodobało, ale na szczęście Jacek powiedział, że gdzieś tam na końcu skrócimy ją. Ucieszyłem się bo 2 tygodnie nawet na rower nie patrzyłem.
Zaczęliśmy dość ostro, a raczej Klosiu zaczął. Miałem małą zadyszkę, a pulsaka nie wziąłem. Prawdopodobnie tętno bardzo wysokie. Teren a my cały czas 30 km/h. Zastanawiałem się tylko kiedy będę zdychał jak pies. Wiem, że ze 100 km'ów dam radę, ale w końcu trasa ma 200 ;/. Jechałem dalej, przecież nie będę się odrywał. Klosiu cały czas z przodu i w ten sposób do Biedruska dojechaliśmy w moment. Później na Oborniki po asfalcie w ładnym peletoniku po zmianach co 1 km. Szło pięknie, kilometry znikały a średnia 30 km/h.
Po ok 60 km przerwa na starym moście kolejowym przed Obornikami. Tam zjedliśmy, porobiliśmy fotki i polecieliśmy dalej. Po 70-80 km zacząłem odczuwać nogi.
Takie zapierdzielenia na początku mnie trochę zmęczyło. Klosiu to wariat, dla niego wolno to średnia 26-28 km/h :D. Ja już nie mogłem i w końcu zaczął się las. Tam jechało mi się lepiej, ale nie starałem się na siłę trzymać koła Klosia, wolę jechać po swojemu, bo nigdy nie robiłem 200 km i nie wiem co się będzie ze mną działo :).
Po niedługim czasie dotarliśmy do Sierakowa, gdzie mi stuknęła setka :). Znowu mała przerwa na banana :). Podczas takich postojów szybko robiło się zimno i bardzo mnie to wkurzało.
Z Sierakowa pojechaliśmy do miejscowości Chrzypsko Wielkie, tam zakupiliśmy jakieś jedzenie, Klosiu i JP piwko i wdrapaliśmy się na punkt widokowy w Łężeczkach. W sumie fajnie tam, ale wiało mocno i znowu zaczęło mi się robić nie przyjemnie. Byłem już trochę słaby, więc postanowiłem się tam mocno najeść. W tamtym miejscu na liczniku miałem 120 km. Jacek powiedział, że do domu jeszcze 80 :). Byłem trochę załamany ;). Ale powiedziałem sobie, że dojechać na pewno dojadę :D.
Minęło jakieś 30 minut i ruszyliśmy dalej. Nie mieliśmy zamiaru już się zatrzymywać, ponieważ robiło się mega zimno. Razem równo deptaliśmy, z tym, że ja przez jakiś czas muliłem z tyłu. Do Szamotuł w większości za Klosiem, nie miałem siły być lokomotywą. Po prostu na przodzie jechalibyśmy 23, 24 a Klosiu dusił 27-28 :). Czasem JP też zmieniał, ale ja raczej w ukryciu. Tak przejechałem "na hienę" jakieś 30,35 km. Przed Szamotułami chyba jedzenie się strawiło, bo zaczęło mi się jechać dużo lepiej. Nogi odczuwałem, ale siły przybyło. Nawet zacząłem zmieniać Klosia.
Z Szamotuł do Kiekrza dotarliśmy mega szybko i zaraz był Poznań. Tempo wzrosło o jakieś 10-15%. Spojrzałem na zegarek a tam 18:09, na siłę można by bez lampek wjechać. Jednak my już się wcześniej przygotowaliśmy i tylne lampki miały co robić :)
Na koniec ze od Strzeszynka, przez Rusałkę laskiem, (zaliczyłem tam małą glebę, bo nie widziałem piachu i byłem już zmęczony) z lampkami zapierdalaliśmy jak niepoważni. Włączałem na chwilę podświetlenie w liczniku i 30-32 km/h wciąż. Nie chciało być mniej. Na jednym zakręcie Klosiu by się prawie nie zmieścił. Ach te siły odśrodkowe ;). Zabawnie :D. Jacek odłączył się nad Rusałką a ja z Klosiem na Pułaskiego.
Ogólnie ja do 200 km nie dobiłem, zabrakło chęci. Miałem już to gdzieś. Potrzebowałem ciepłej herbatki i posiłku.
Wyjazd udany. Trasa świetna dzięki Jackowi.
Dzięki bardzo za dobre towarzystwo :)
TUTAJ FOTO :)
A ">tutaj filmik
komentarze
Po wjechaniu na teren Strzeszynek-Rusałka ja już zdychałem i zastanawiałem się skąd tyle powera mieliście na ostatnich kilometrach :)
No, szkoda że nie dokręciłeś do dwusetkowej życiówki - ważne że nabrałeś długodystansowej wprawy i następnym razem musi się udać !
Tytuł powinien być: "Przeżuwanie to podstawa" ;D
Za Szamotułami jak się ożywiłeś to przez jakiś czas miałem problem żeby gonić :).
Ale szkoda że nie dokręciłeś do tych 200km ;).