Bikecrossmaraton Mosina
-
DST
72.00km
-
Teren
72.00km
-
Czas
02:41
-
VAVG
26.83km/h
-
VMAX
57.00km/h
-
Temperatura
32.0°C
-
HRmax
178( 92%)
-
HRavg
158( 81%)
-
Kalorie 2150kcal
-
Podjazdy
753m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Mosinie chciałem potraktować jako zwyczajny trening. Nie liczyłem na żadną dobrą pozycję, a to za sprawą dość niezłego lenia i braku ostrych treningów w tygodniu poprzedzającym wyścig. Po za tym dzień wcześniej objadłem się grillem i poszedłem spać dość późno, więc moje nastawienie było świetne, byłem całkowicie wyluzowany ;)
Wyjechałem z domu dość późno i do biura dotarłem 15 minut przed startem. Kolejek brak, numer otrzymałem i pojechałem się chwilę rozgrzać. Zjechałem na dół do Mosiny i podjechałem z powrotem. Na górze spotkałem Klosia, Maksa i Bloom'a.
Staliśmy na samym końcu kolejki tak, że gdy ruszyliśmy się w ogóle z miejsca to czołówka była już w Mosinie ;).
To był start honorowy, ponieważ na dole zatrzymaliśmy się, aby posłuchać Panią Burmistrz. Później chodniczkami z Klosiem wycięliśmy prawie wszystkich cieniasów na rowerach z "nóżkami" i tych, którzy nie potrafią zbyt dobrze poradzić sobie z piaskiem. Po pierwszym podjeździe, zaraz po stracie czułem się świetnie, choć w żołądku trawiła się karkówka i kiełbasa :D.
Dalej piasek i kilka osób zacząłem wyprzedzać. Dość dobrze mi się jechało choć gdzie nie gdzie nosiło mi rower z prawej na lewą. Cały czas starałem się szukać optymalnej trasy, aby nie grzęznąć w piachu. Chwilę później złapałem jakiś tam pociąg, z którym dość długo jadę, niestety przez większość czasu ja ciągnę wszystkich i nikt nie chce zmieniać. Zmęczyło mnie to trochę. [i][/i]
W końcu znalazł się jakiś koleś z mini, który zmienił mnie i na twardej polnej drodze jechaliśmy wciąż ok 33-36 km/h :). Po chwili jednak pojawia się zakręt, którego ja nie widzę, ponieważ jestem w środku peletonu i o mały włos uderzyłbym w gościa przede mną. Zahamował bez ostrzeżenia. Już myślałem, że mój wyścig się skończy. Później fajna pętelka w lesie, którą niestety kilka osób całkowicie omija, ponieważ organizatorzy nie pomyśleli o tym, aby stała tam chociaż jedna osoba i nie dopuszczała do oszustw. Dalej nic ciekawego się nie działo, po za tym, że doszedł mnie Klosiu na 5 km przed drugą pętlą ;). Jedziemy chwilę razem, ale ja troszkę odpadam na gęstym piachu. Klosiu idzie jak dziki a ja nie wiem dlaczego wcale go nie nosi ;) W końcu przejeżdżamy te gęste piachy i mam go w zasięgu wzroku, lecz jak zwykle muszę zatrzymać się na bufecie i uzupełnić napoje i coś zjeść. Miałem tylko dwa bidony, które przy takiej temperaturze musiałem uzupełniać co bufet. W tym momencie dalej widzę Klosia, ale jakieś 300-400m przede mną. Cały czas liczę na to, że go dogonię, lecz w końcu znika mi całkowicie. Podejrzewałem, że nie mam już szans go dojść, choć po cichu liczyłem na górki, które zaraz się zaczną. Ta chwila nadeszła obok klasztoru. Tam właśnie zobaczyłem plecy Klosia i się bardzo ucieszyłem. Zobaczyłem też bufet, ale żeby nie tracić czasu krzyknąłem aby polali mnie wodą i dali banana. Szybko to poszło, prawie zwolnić nie musiałem. Po minucie miałem już Mariusza metr przed sobą. Jechaliśmy kawałek razem lecz na krótkim, ale stromym podjeździe wyprzedziłem go, zużywając przy tym dużo energii. Wiedziałem, że już niedaleko meta, więc jechałem resztkami sił :D. Po chwili znowu znalazł się obok mnie i tak jechaliśmy z jeszcze jednym gościem z corratec'u aż do tabliczki "meta 3 km". Tutaj ja ciągnąłem ten malutki peletonik i nie liczyłem na żadną zmianę. Wiedziałem, że teraz wszyscy pójdą grubo do mety :D. Nagle słyszę z lewej wyprzedzający mnie rower dość dużą prędkością. Patrze a Mariusz chce się urwać do przodu ;). Pomyślałem sobie., że jak teraz mi się urwie to z nim przegram :D. Włożyłem wszystkie siły w to, aby rozpędzić się z 26 do 38 km/h w bardzo krótkim czasie. Udało się, doczepiłem się do jego koła, a koleś z corrateca został daleko w tyle :) Klosiu zaczął coś do mnie mówić w tym momencie, ale ja słyszałem tylko wiatr i kompletnie go nie rozumiałem. Miałem dość wysokie tętno i nie mogłem za dużo mówić :D. Wjechaliśmy na piaszczystą drogę i znowu zaczął mnie odstawiać. Moje opony grzęzły w pieprzonym piachu jak plastikowa łopatka w piaskownicy. Nie wiedziałem jak mam jechać. W końcu 500 m przed metą zrobiło się twardo i go dogoniłem. Na bruku dojrzałem jeszcze jednego gościa z napisem CHODZIEŻ na tyłku i wziąłem sobie za cel wyprzedzenie go. Mówię do Klosia aby go dogonić. Zrzuciłem biegi i resztkami sił zacząłem go dochodzić. Gdy byłem metr od niego obrócił się i zaczął bardzo mocno przyspieszać :D Ostatecznie wjechałem na metę wyprzedzając go o koło ;-).
Po tym wszystkim padłem na plecy obok strażników miejskich, aby odpocząć. Na pulsometrze było 174 bpm :D. W tym samym czasie podbiegło do mnie 2 ratowników i pytają się czy wszystko w porządku :D. Ja mówię, że spoko, tylko wody mi zabrakło i ostatnie 5 km'ów nic nie piłem. Dali mi 2 litry wody truskawkowej w butelce :D.
Ogólnie wyścig świetny. Podobała mi się rywalizacja z Klosiem.
Uzyskałem wynik lepszy niż mógłbym przypuszczać. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Muszę częściej jeść grill'a przed maratonami ;)
czas: 2:40:48
M2 8/28
Open 21/123
komentarze
Gratulejszon !
- Ty: 2100 km przejechane
- Masters Klosiu: prawie 7 kilo !!!
A jednak o długość pytki byłeś przed ;-))
...
karkóweczka to chyba końska, że takie kopyto masz ..;)
a orga pochwalić trzeba za czujnych ratowników na mecie, chociaż jak Maks padł to nikt nie zareagował...
powodzenia w Karpaczu !!
Końcówa była ostra, trochę żałowałem że nie było więcej piachu, między oponą 2.2 a 2.0 jest spora różnica ;).