mlodzik prowadzi tutaj blog rowerowy

Zimny rozruch :D

  • DST 40.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 19.20km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 80m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 16 września 2011 | dodano: 16.09.2011

Mały rozgrzewka, bo ostatnio coś ciężko z czasem, aby potrenować :)

W jedną i drugą pod wiatr, ktoś umie mi to wytłumaczyć? :D



Trening pod wiatr :)

  • DST 86.00km
  • Czas 02:59
  • VAVG 28.83km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 230m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 września 2011 | dodano: 12.09.2011

Szybkim tempem z kuzynem na kole :). Nie jeździł 4 miesiące, więc forma spadła. Jechał wciąż mi na kole, mimo tego pod koniec trochę musiałem czekać. Tak to jest jak się nie cwiczy ;).

Trasa mało interesująca, ale dość sporo wiatru, więc nie można było się opierdalać.

Tuczno - Pobiedziska - Czerniejewo - Września i powrót.



MTB Powerade Marathon Międzygórze

  • DST 77.50km
  • Teren 70.00km
  • Czas 05:31
  • VAVG 14.05km/h
  • VMAX 67.56km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 179( 92%)
  • HRavg 148( 76%)
  • Kalorie 4853kcal
  • Podjazdy 2720m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 września 2011 | dodano: 12.09.2011

Do Międzygórza wjechaliśmy z Klosiem o 7:30. Trochę przed czasem, więc poszliśmy zobaczyć jak wygląda star, ja również musiałem zobaczyć TOI TOI :D.

Później wróciliśmy do auta, było mi zimno, więc posiedziałem sobie w nim. Klosiu coś zjadł i zaczęliśmy się szykować.
Wszystko szło pięknie i gładko, w nocy nie spałem zbyt długo, ponieważ wyjechaliśmy dość wcześnie, ale jakoś dziwnie dobrze się czułem.
Po przebraniu się w ciuchy rowerowe pojechaliśmy się rozgrzać, pokonując pierwszy podjazd i zaliczając 200m ascent :D. Po chwili do Klosia dzwoni Josip, którego mamy spotkać zjeżdżając. Gdy byliśmy już na dole, witając się z Wojtkiem, złapałem laka. Było 15 minut do startu, więc się trochę zgrzałem. Szybka zmiana przy aucie z pomocą Klosia i koło zrobione. Weszliśmy do sektora w momecie gdy speaker powiedział "30 sekund do zamknięcia sektorów startowych" :D.
Jesteśmy w samą porę, pomyślałem. Stoimy razem a kilka metrów przed nami Josip.
Jakoś dziwnie się denerwowałem, jak nigdy :).
W końcu start, zaczynam jechać, ale nie mam na początku siły wydzierać do przodu. Ze spokojem jadę sobie z tyłu za Kłosiem, ale w momencie gdy chcę przyspieszyć to szybko tracę siłę. Noga nie chce podawać, ale myślę sobie, że to początek na pewno się rozkręcę. Pierwszy podjazd widzę 100m przed sobą Jacka, następnie Josip, później Klosiu. W końcu zjazd, dochodzę Wojtka i Mariana, ale po zjeździe jest podjazd i oni znowu mnie doganiają. Przez jakiś czas jadę równo, albo gdzieś w ich pobliżu. Ogólnie dość długo jedziemy razem. Później pojawia się bufet, na którym mnie trochę zostawiają. Po trudnych chwilach znowu ich dochodzę i jedziemy razem, ale po drugim bufecie znikają mi na dobre. Wciąż widzę Klosia, ale Wojtka już nie. Bardzo ładnie pracuje na podjazdach. Mi nogi odmawiają. Jestem rozgrzany, mam spoko tętno, ale brakuje siły w girach, jest dół. Psycha mi siada i cały czas jadę na młynku :). W końcu znika mi i Klosiu. Wkurwiony, bo albo coś mnie boli, albo nie mam siły, albo jebnie mnie jakiś kamień w dużego palca u stopy, albo na końcu dostaję, podrzuconym przez moją oponę kijem w kurwa piszczel ;). Jestem nieźle rozwalony. Podjeżdżam wszystko i równo, ale strasznie powoli.
Już później ani razu nie widzę moich EMEDowych kolegów, byli dzisiaj dużo lepsi ode mnie, bardzo ładnie ciągnęli do góry.
Po pewnym czasie zaczynają mnie wszyscy wyprzedzać. Czuję się źle. Pod koniec przestaję pić, bo nie chce mi się już sięgać po bidon. Trochę się odwadniam i marzę o tym, aby ten wyścig się skończył. Podjazdy wydają mi się nudne, zjazdy mało ciekawe, choć szybkie. Jest interesująco tylko wtedy gdy wyprzedza mnie kolejny zawodnik, jednak tym razem ogon dystansu mega był i tak wolniejszy ode mnie :D. Takim trupem jadę przez cały wyścig i ni chuja nic nie chce się zmienić, jakieś cudowne odzyskanie sił, o tym mogę zapomnieć, po prostu się męczę jak świnia na smyczy ;). W reszcie widzę cudowny znak META 5 KM. Zaczynam jechać z lepszym humorem. Cieszę się, że pod koniec jest fajny zjazd. Gdy zostaje 1 km do mety i wjazd w ten ostatni super kawałek trasy maratonu, łapię laczka i muszę jeden z ciekawszych momentów pizgać z buta. Miałem już to w dupie. Truchcikiem poleciałem sobie do mety. Gapie myśleli, że boję się zjeżdżać z górki, gdy sprowadzałem rower 100 m przed metą :).

Ogólnie porażka jak dla mnie. Za mało jeżdżę, albo nie wiem co robię źle, że nagle znikają mi siły i mam problem z pedałowaniem ;)

Mój czas: 5:31:35
miejsce open: 82/118
m2: 28/36



Regeneracyjnie

  • DST 39.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 20.53km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 205m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 6 września 2011 | dodano: 06.09.2011

Wokół jeziorka Kowalskiego i w kilka rzadko odwiedzanych miejsc. Jakoś ciężko mi było się dzisiaj ruszyć. Wiatr mocno wiał, nienawidzę jeździć w takich warunkach.
Tempo dzisiejsze to spacerek :)



Bikemaraton Poznań - EMEDowcy we współpracy, czyli mieszanka wybuchowa ;)

  • DST 101.00km
  • Teren 90.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 27.17km/h
  • VMAX 63.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 725m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 września 2011 | dodano: 05.09.2011

Na Malcie pojawiłem się o 9:30. Załatwiłem formalności bardzo szybko. Po chwili spotkałem Maksa i czekaliśmy na resztę. Kupiłem sobie jeden żel.
Po kilku minutach pojawił się Jacek a następnie Rodman. Obgadałem z Przemem nasz diabelski plan zniszczenia Świata :D. Razem z Koksiem dołączą się do trzeciego sektora na dziko (nie startowali oficjalnie) i będziemy „współpracować” – tak to miało wyglądać ;).

Startowałem z 3 sektora dość spokojnie, wykorzystując lokomotywy. Niestety wciąż wydawało mi się jakoś wolno. Zacząłem wyprzedzać i szukać moich EMED’owych partnerów :D. Po ok 2 km widzę Koksia, a za nim Rodman. Krzyczę więc „jestem panowie”. No i się zaczęło, choć tak naprawdę w dalszym etapie wyścigu będę bardzo żałował decyzji, aby im dorównać i jechać na tym samym poziomie. Na 6-stym kilometrze widzę straszny zator: „co to kurwa, wypadek?” – NIE, okazało się, że to wąskie gardło wyścigu. Schody pod torami w Antoninku były otwarte tylko z jednej strony, a nie tak jak w zeszłym roku z obu. Stałem tam masakryczne 5 albo 6 minut. Porażka. W tym czasie szukałem Rodmana i Koksia, ale nie mogłem ich znaleźć. Pomyślałem, że pewnie poszli na skróty ;).

Po przejściu pod mostem zacząłem dalej cisnąć na mocno, niestety sam. Do Gruszczyna bez żadnego pociągu. Kawałek za Gruszczynem, przed zjazdem w Uzarzewie doczepiłem się do kolesia, który miał na koszulce napisane „Kisiel”. Koleś szedł dobrze i stwierdziłem, że go wykorzystam. Jechałem więc z nim i jeszcze z kilkoma typkami aż do Biskupic, gdzie wreszcie spotkałem EMED’owych bohaterów w składzie Kokisu i Rodman czyli mieszanka wybuchowa :D. Od Biskupic do Promna moja prędkość z 28 km/h zwiększyła się do 38 km/h (Jebane kurwa SZOSZONY) :D. Rodman na prowadzeniu, gnał jak dziki, krzyczę: „wolniej trochę bo zdechnę, to tempo nie dla mnie”. Trochę zwolnili do 35 km/h. Od razu znalazło się pełno bikerów liżących nasze siodełka ;D. Ja miałem też dawać zmiany, ale już za przed Promnem wiedziałem, że to niemożliwe. Zacząłem czuć, że zakwaszam mięśnie.
Kawałek za Promnem tniemy dosyć mocno, wszystkich wycinamy niesamowicie szybko. Mam banana na twarzy. Koksiu i Rodman to zabójcy, idą jak przecinaki a ja z jęzorem do ziemi staram się jechać tak jak oni. Wygląda to bardzo spektakularnie :D. W jednym momencie ktoś pewnie z mega mówi do drugiego „Ci ale zapierdalają… Jacyś zawodowcy kurwa”. Wtedy pojawił się szeroki uśmiech na mojej twarzy. Przed Kociałkową Górką jechało mi się już ciężko. Moja dziewczyna podała mi bidon z napojem, drugi chwycił Rodman, bo nie miałem trzech rąk, dzięki.
Za Kociałkową usłyszałem hasło, że Przemo włącza szosolota, cokolwiek to znaczyło ;). Gnaliśmy dalej razem, ja ledwo nadążałem i wiedziałem, że zbliża się mój koniec. Jeszcze asfalcik przed Biskupicami, na którym Klosiu gna 41-42 km/h – SZALENIEC. Ja już nie mogę, mam zakwasy, na podjeździe za Biskupicami w stronę Uzarzewa-Huby, urywam się kolegom i jadę z oszałamiającą prędkością ok 20 km/h ;(. Jest mi bardzo ciężko. Po chwili rozjazd Giga druga runda lub Mega – Meta. Chwila zastanowienia… i jadę GIGA, bez jaj :D. Całą pętlę jadę prędkością 20-28 km/h i więcej po prostu nie mogę. Chwytam się koła jakiegoś starszego Pana, który od Biskupic do Promna ciągnie mnie 28 km/h. Też już miał zgon. Ja cały czas jechałem na wysokiej kadencji, mając nadzieję, że rozjadę te zakwasy i będzie ok. Za Promnem wyprzedza mnie biker bez SPDów i z kierownicą większą niż w Choperze ;/. Myślę sobie, że już jest źle, powtórka z Dolska. Koleś krzyczy do mnie: ”chodź pozmieniamy się i będzie szybciej”. HAHAHAH, znowu uśmiech i mały ‘dołek’. Dalej jadę na wysokiej kadencji, a oni mi znikają. Koleś w koszulce Whirpool i w białych kolanówkach znika mi z pola widzenia i już nie ma dla mnie nadzieji. Dojeżdżając do Kociałkowej Górki zatrzymuję się przy moim PIT STOPIE ;), biorę picie i chusteczkę od dziewczyny, ponieważ leci mi krew z nosa. W międzyczasie dowiaduję się od niej, że ktoś ją prosił o bidon, a ona nie dała. Ja drugiego nie potrzebowałem. Później okazało się, że to Rodma, ale nie powiedział, że jest ode mnie (błąd), a dziewczyna go nie poznała.
Dalej samotna wędrówka, ale już z większą motywacją, ponieważ wiem, że do mety kawałek :D. Za starą górką doczepia się do mnie 2 osobników, mi zaczyna się jechać lepiej, zakwasy puszczają, na prostej asfaltowej do Biskupic ten 35 km/h. Fakt, że wiatru brak. Dalej po polnej w dół aż do szosy nie schodzę poniżej 32-33 km/h. Tamci się urwali, nie dali rady, ale wyprzedzam jakiego kolarza ubranego na biało, pyta mnie który sektor. Okazuje się, że ten sam, więc trzyma mi się koła. Na podjeździe asfaltowym przed Uzarzewem daje radę i idę grubo, mięśnie znowu działają, koleś nie odpuszcza trzyma się cały czas na kole, po chwili dołącza jeszcze jeden. W oddali widzę Rodmana i już wiem, że dopadł go zgon, mijam go w ekspresowym tempie, ponieważ znowu mam pełno siły. Przed rozjazdem mega-giga-meta obracam się i widzę wciąż tego samego gościa na moim kole, mierzę go wymownym wzrokiem. On wyprzedza i zaczyna ciągnąć, niestety tylko 1 km, ponieważ za rozjazdem jest bufet, na którym zatrzymuje się. Ja gnam dalej, żadnych bufetów, żadnych kumpli, I’m back ;D.
Wiem, że zaraz będzie zjazd z górki w Gortatowie, tak jest uwielbiam ją, wciskam „gaz do dechy” na najcięższych przełożeniach i rozpędzam się do 64 km/h. „Jest heca, heca, heca”. Jestem podjarany i mam pełno siły. Już nikt do mety mnie nie wyprzedza, mam cały czas pierdolnięcie w łydzie. Te ciotki wprowadzają rowery chwilkę przed Warszawską, przecież tam nawet wzniesień nie ma. Łykam 10 megowców i gnam dalej. Szybko przenoszę rower pod schodami, wyprzedzając jeszcze kilku kolesi. Po chwili widzę strój Whirpool i białe kolanówki, to koleś, który mi zniknął dawno temu. Doganiam go i wyprzedzam 200 m przed metą. Wjeżdżam z impetem i jest git.

Jestem w miarę szczęśliwy, ponieważ poprawiłem czas z zeszłego roku o 14 minut, choć mogło być lepiej.

Największym moim błędem było to, że dałem się namówić na wyścig z Rodmanem i Koksiem, którzy są dla mnie po prostu za mocni i za szybcy, a nawet bym powiedział „za szybcy i za wściekli” :D.
Wypaliło mnie to, ale też czegoś nauczyło, NIGDY WIĘCEJ takich randek, są zbyt kosztowne.

Gratuluję chłopaki, macie pierdolnięcie. Dzięki za super trening.



Miejsce
open 55/119
M2 15/31

Czas DATA SPORT: 3:47:26

Czas z licznika 3:43:11

4 minuty stania bezczynnie w 'wąskim gardle' pod ulicą Warszawską.





Przed bikemaratonem w Poznaniu :)

  • DST 90.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 25.71km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 276m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 2 września 2011 | dodano: 03.09.2011

Piękny piątkowy dzień postanowiłem wykorzystać i potrenować przed bikemaratonem Poznań. W sumie troszkę zmulony jestem i strasznie ciężko mi się ostatnio jeździ. Nie wiem dlaczego. Jechałem kawałek trasą niedzielnego maratonu, jest już oznakowana i po drodze taki widok:


Ktoś z oznaczających trasę chyba się wkurwił :D

Tak przez chwilę myślałem, aby może zmienić kierunki i wszystkich posłać w pole oraz wygrać wyścig, heheh ;D

Następnie pojechałem do Wrześni i wróciłem do domu tą samą drogą.



Wyprawa po olej do Tulec :D

  • DST 72.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 24.27km/h
  • VMAX 44.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 329m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 | dodano: 29.08.2011

Dzisiaj musiałem trochę pojeździć, więc stwierdziłem, że przy okazji skoczę do Pana Rodmana po olej Rohloff :D.

Jechałem prawie cały czas asfaltem i było ogólnie nudno, ale w miarę się zmęczyłem :)



Dziewicza z EMED'em

  • DST 42.00km
  • Teren 42.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 18.67km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 sierpnia 2011 | dodano: 24.08.2011

5 pętelek po 150m w pionie każda. Josip, Jpbike, Klosiu and Me



Maraton Hermanów

  • DST 73.00km
  • Teren 70.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 23.68km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 915m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | dodano: 22.08.2011

Czas: 3:05:47

Open 28/60
M2 8/12


Trasę pamiętałem dość dobrze z poprzedniego roku, Była tylko minimalnie zmieniona.
Ja, Josip i Klosiu staliśmy w sektorze obok siebie, tylko Rodman cwaniaczek stanął prawie z czołówką ;). Pokiwaliśmy mu, przekazałem mu ważne słowa: "my, my, my tak podjarani" i ruszyliśmy. Zacząłem dość spokojnie, nie chciałem szarżować, aby nie się nie spalić. Po jakimś czasie doszedłem Rodmana i dość długo za nim jechałem. Jego rower skrzypiał jak wigry 7 :D. Po chwili mijamy Jacka i dalej dość szybko walimy do przodu. Niestety jakieś lamy zwalniają przy kałużach i prawie wszyscy się zatrzymują. Później jeszcze chwilkę razem, ale w końcu Przemysław jest za mną, nie widzę go, ale bardzo dobrze słyszę ;d.
Do 30 km'a jadę na małym zgonie i dość ciężko mi się pedałuje. Pierwszy bidon schodzi po 30 minutach jazdy. Olewam pierwszy bufet, wiem, że Koksiu i Rodman są niedaleko. Zaczynają się podjazdy, ale dzisiaj idzie mi to znacznie gorzej niż zwykle. Uwielbiam zjazdy i podjazdy przy szkole w Żerkowie, są całkiem techniczne. Po chwili dogania mnie Tomasz z dystansu mega, wyprzedza mnie i po chwili zalicza OTB na fajnym zjeździe z dużą dziurą ;). Przeżył, więc jadę dalej. Wyjeżdżam na asfalt i ten długi chujowy podjazd, obracam się i widzę Rodmana, depcze mi po piętach, po chwili mnie wyprzedza :D.
Na drugim bufecie muszę się zatrzymać, absolutny brak płynów. Tracę trochę czasu i łyka mnie Koksiu :). Zużywam bardzo dużo energii, aby go dojść i w końcu dochodzę. O mało co stojąc na pedałach dostaje skurczy. W tym czasie Rodman jest już przed nami, teraz to my depczemy mu po piętach. Dyskutujemy chwilę, że trzeba go dojść. Pojawia się mały singielek, najpierw podjazd, a później zjazd i w końcu go mamy. Jedziemy razem. Prawie cała ekipa GIGA z EMED Racing Team - Oni to są zajebiści. Dajemy tak przez długi czas razem i gadamy. Tzn. ja mówię dużo, Koksiu też coś tam mamrocze, a Rodman milczy. Nie chciał marnować energii na pitolenie ;). W końcu znowu pojawia się zjazd w rynnach, Mariusz mówi, żebym jechał pierwszy, więc jadę, ale przede mną jakiś megowiec, który tarasuje drogę. Krzyczę "Maiuczek SPIERDALAJJJJJJJ", tzn. lewa, lewa przyjacielu :D. Przyjaciel mi zjeżdża i nawet nie wiedziałem czy to laska czy koleś, ale ja tam szybciej bym zszedł niż on/ona zjeżdżał/a. Teraz kawałek asfaltem. Obracam się i 100m za mną Klosiu, zwalniam trochę i czekam na niego, po co samemu się męczyć, jak możemy się pozmieniać. Niestety Klosiu jest mocniejszy i liczę na niego ;). Troszkę mnie pociągnął, chociaż nie chciałem być chujem i też coś tam próbowałem. Rodmana już nie widzę, obracam się, ale go nie ma.
Koksiu zaczyna zapierdalać, chyba zjadł ENDURO :D. Ja już zdycham, myślę sobie, że jeśli dalej tak pojedzie, a ta trasa się nie skończy to będzie chujnia, zdechnę jak pies. Muszę się znowu zatrzymać na bufecie, Koksiu znów mi odchodzi i od tego czasu bardzo trudno mi go dogonić, zbliżam się, ale nie mogę usiąść my na kole.
Po pewnym czasie dochodzimy kolesia ubranego na biało. Dość ładnie szedł pod górki. Koksiu go wyprzedza, ja zaczynam mu jechać na kole. Po chwili go zmieniam i tak współpracujemy do wału. Niestety Mariusza mogę już tylko rozpoznać po kolorze koszulki. Znika dość ładnie, ale wciąż go widzę. 2 km przed metą znika mi całkowicie. Z białym człowiekiem zmieniamy się jeszcze chwilkę i but do mety. 200 m przed nią takie dziury, że nie da się jechać. Gość łyka mnie jak dziecko, a ja nie mam już absolutnie siły. Na metę wjeżdżam mało widowiskowo, ale z dużym zadowoleniem. Klosiu prawie 2 minuty przede mną, Rodman 3 minuty za mną :D

Trening udany i wyścig również choć w GIGA startowało tylko 60 osób, jakaś porażka, dużo cipek ;)



Pieprzona jesień

  • DST 55.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:04
  • VAVG 26.61km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano: 13.08.2011

Od kilku dni jestem chory. Dzisiaj ze stanem podgorączkowym przejechałem się rowerem i była jakaś masakra. Wszystko przez pieprzoną pogodę i najgorsze lato jakie znam. Mam nadzieje, że minie to szybko, bo Hermanów tuż tuż. Kupiłem drugi łańcuch, linki i pancerze do przerzutek, teraz zmieniają się leciutko :).