W końcu trochę w pionie
-
DST
41.50km
-
Teren
41.50km
-
Czas
02:20
-
VAVG
17.79km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
HRmax
154( 79%)
-
HRavg
119( 61%)
-
Kalorie 1112kcal
-
Podjazdy
604m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie trochę górek. Nie chciało mi się iść na rower bo duszno, ale się zmusiłem. 600 m pękło, ale wkurza mnie moje tętno. Zasuwałem mega szybko pod górki a tutaj nic. Tętno maks 154 bpm. Chyba jednak zmęczony jestem po maratonie, albo bateria w pulsometrze mi się kończy.
Oczywiście ponad 2 litry płynów wypite podczas tej podróży.
Niestety już na samym początku rozciąłem o szkło mojego racing ralpha i foss'a. Wkurzyłem się, 3 ostatnie komplety opon i wszystkie przecięte. Oczywiście zawsze tył. Skleję ją i jeszcze na niej w Karpaczu wystartuję, bo tragedii nie ma, a bieżnik wzorowy ;).
Bikecrossmaraton Mosina
-
DST
72.00km
-
Teren
72.00km
-
Czas
02:41
-
VAVG
26.83km/h
-
VMAX
57.00km/h
-
Temperatura
32.0°C
-
HRmax
178( 92%)
-
HRavg
158( 81%)
-
Kalorie 2150kcal
-
Podjazdy
753m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Maraton w Mosinie chciałem potraktować jako zwyczajny trening. Nie liczyłem na żadną dobrą pozycję, a to za sprawą dość niezłego lenia i braku ostrych treningów w tygodniu poprzedzającym wyścig. Po za tym dzień wcześniej objadłem się grillem i poszedłem spać dość późno, więc moje nastawienie było świetne, byłem całkowicie wyluzowany ;)
Wyjechałem z domu dość późno i do biura dotarłem 15 minut przed startem. Kolejek brak, numer otrzymałem i pojechałem się chwilę rozgrzać. Zjechałem na dół do Mosiny i podjechałem z powrotem. Na górze spotkałem Klosia, Maksa i Bloom'a.
Staliśmy na samym końcu kolejki tak, że gdy ruszyliśmy się w ogóle z miejsca to czołówka była już w Mosinie ;).
To był start honorowy, ponieważ na dole zatrzymaliśmy się, aby posłuchać Panią Burmistrz. Później chodniczkami z Klosiem wycięliśmy prawie wszystkich cieniasów na rowerach z "nóżkami" i tych, którzy nie potrafią zbyt dobrze poradzić sobie z piaskiem. Po pierwszym podjeździe, zaraz po stracie czułem się świetnie, choć w żołądku trawiła się karkówka i kiełbasa :D.
Dalej piasek i kilka osób zacząłem wyprzedzać. Dość dobrze mi się jechało choć gdzie nie gdzie nosiło mi rower z prawej na lewą. Cały czas starałem się szukać optymalnej trasy, aby nie grzęznąć w piachu. Chwilę później złapałem jakiś tam pociąg, z którym dość długo jadę, niestety przez większość czasu ja ciągnę wszystkich i nikt nie chce zmieniać. Zmęczyło mnie to trochę. [i][/i]
W końcu znalazł się jakiś koleś z mini, który zmienił mnie i na twardej polnej drodze jechaliśmy wciąż ok 33-36 km/h :). Po chwili jednak pojawia się zakręt, którego ja nie widzę, ponieważ jestem w środku peletonu i o mały włos uderzyłbym w gościa przede mną. Zahamował bez ostrzeżenia. Już myślałem, że mój wyścig się skończy. Później fajna pętelka w lesie, którą niestety kilka osób całkowicie omija, ponieważ organizatorzy nie pomyśleli o tym, aby stała tam chociaż jedna osoba i nie dopuszczała do oszustw. Dalej nic ciekawego się nie działo, po za tym, że doszedł mnie Klosiu na 5 km przed drugą pętlą ;). Jedziemy chwilę razem, ale ja troszkę odpadam na gęstym piachu. Klosiu idzie jak dziki a ja nie wiem dlaczego wcale go nie nosi ;) W końcu przejeżdżamy te gęste piachy i mam go w zasięgu wzroku, lecz jak zwykle muszę zatrzymać się na bufecie i uzupełnić napoje i coś zjeść. Miałem tylko dwa bidony, które przy takiej temperaturze musiałem uzupełniać co bufet. W tym momencie dalej widzę Klosia, ale jakieś 300-400m przede mną. Cały czas liczę na to, że go dogonię, lecz w końcu znika mi całkowicie. Podejrzewałem, że nie mam już szans go dojść, choć po cichu liczyłem na górki, które zaraz się zaczną. Ta chwila nadeszła obok klasztoru. Tam właśnie zobaczyłem plecy Klosia i się bardzo ucieszyłem. Zobaczyłem też bufet, ale żeby nie tracić czasu krzyknąłem aby polali mnie wodą i dali banana. Szybko to poszło, prawie zwolnić nie musiałem. Po minucie miałem już Mariusza metr przed sobą. Jechaliśmy kawałek razem lecz na krótkim, ale stromym podjeździe wyprzedziłem go, zużywając przy tym dużo energii. Wiedziałem, że już niedaleko meta, więc jechałem resztkami sił :D. Po chwili znowu znalazł się obok mnie i tak jechaliśmy z jeszcze jednym gościem z corratec'u aż do tabliczki "meta 3 km". Tutaj ja ciągnąłem ten malutki peletonik i nie liczyłem na żadną zmianę. Wiedziałem, że teraz wszyscy pójdą grubo do mety :D. Nagle słyszę z lewej wyprzedzający mnie rower dość dużą prędkością. Patrze a Mariusz chce się urwać do przodu ;). Pomyślałem sobie., że jak teraz mi się urwie to z nim przegram :D. Włożyłem wszystkie siły w to, aby rozpędzić się z 26 do 38 km/h w bardzo krótkim czasie. Udało się, doczepiłem się do jego koła, a koleś z corrateca został daleko w tyle :) Klosiu zaczął coś do mnie mówić w tym momencie, ale ja słyszałem tylko wiatr i kompletnie go nie rozumiałem. Miałem dość wysokie tętno i nie mogłem za dużo mówić :D. Wjechaliśmy na piaszczystą drogę i znowu zaczął mnie odstawiać. Moje opony grzęzły w pieprzonym piachu jak plastikowa łopatka w piaskownicy. Nie wiedziałem jak mam jechać. W końcu 500 m przed metą zrobiło się twardo i go dogoniłem. Na bruku dojrzałem jeszcze jednego gościa z napisem CHODZIEŻ na tyłku i wziąłem sobie za cel wyprzedzenie go. Mówię do Klosia aby go dogonić. Zrzuciłem biegi i resztkami sił zacząłem go dochodzić. Gdy byłem metr od niego obrócił się i zaczął bardzo mocno przyspieszać :D Ostatecznie wjechałem na metę wyprzedzając go o koło ;-).
Po tym wszystkim padłem na plecy obok strażników miejskich, aby odpocząć. Na pulsometrze było 174 bpm :D. W tym samym czasie podbiegło do mnie 2 ratowników i pytają się czy wszystko w porządku :D. Ja mówię, że spoko, tylko wody mi zabrakło i ostatnie 5 km'ów nic nie piłem. Dali mi 2 litry wody truskawkowej w butelce :D.
Ogólnie wyścig świetny. Podobała mi się rywalizacja z Klosiem.
Uzyskałem wynik lepszy niż mógłbym przypuszczać. Kompletnie się tego nie spodziewałem. Muszę częściej jeść grill'a przed maratonami ;)
czas: 2:40:48
M2 8/28
Open 21/123
Czarnków - Chodzież, fajne górki z ekipą EMED'u ;)
-
DST
151.85km
-
Teren
80.00km
-
Czas
07:25
-
VAVG
20.47km/h
-
VMAX
54.33km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
HRmax
170( 88%)
-
HRavg
131( 67%)
-
Kalorie 4234kcal
-
Podjazdy
1433m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
TUTAJ FOTKI JACKA
Wyjazd o 8:20 z domu. Na Głowny z Tuczna mam jakieś 23 km więc fajna rozgrzewka gwarantowana ;). Dojechałem w umówionym miejscu jako drugi. Pierwszy był Marc. Pogadaliśmy chwilkę i zjechała się reszta z "Drużyny Marzeń" - Maks, Klosiu i JPbike :D. Chwilę pogadaliśmy, kupiliśmy bilety do Wronek i wsiedliśmy do super szybkiego i nowoczesnego pociągu PKP - prawie jak japoński "Bullet Train". Do Wronek dojechaliśmy w coś około godziny.
Ruszyliśmy z dworca i prawie od razu wjechaliśmy w las. Przez długi czas jechaliśmy po chujowym piachu w słońcu. Było naprawdę ciepło i już myślałem o sklepie, ponieważ kończyło się picie. Początkowo jechało mi się jakoś ciężko, nie byłem rozgrzany i spać mi się chciało. Pulsometr wskazywał 105-115 bpm. Wszystko przez ten piasek, zamulił nie tylko moje opony, ale i mój mózg :D.
Po dotarciu do pierwszego sklepu odżyłem. Zaopatrzyliśmy się w napoje (niestety nie było Powerade'a) i pojechaliśmy dalej.
Po jakimś czasie dotarliśmy do fajnych górek. Pierwsza przy szkole leśnej, asfaltowa, wjeżdżało się fajnie i szybko, później zjazd na fajnym singielku, na którym przy ostatnim zakręcie prawie nie wyrabiam i muszę zatrzymać rower ;). Później kolejny trudny podjazd, pod który podjeżdżam i na samej górze decyduję się aby zjechać i zaliczyć go ponowienie. Podczas zjeżdżania omijam Maksa i wjeżdżającego Klosia, i nagle widzę w koleinie długą wąską kłodę. W tym momencie pomyślałem sobie: "to koniec, leżę", i tak właśnie się stało, wwyglebiłem się całkiem fajnie. Nie chciałem uszkodzić roweru i puściłem kierownicę, aby się z nim nie siłować, niestety klamka uderzyła o ramę. Wykrzywiła się od razu a na ramie rysa, kolejna. Wstałem, oblukałem rower i stwierdziłem, że żadnych innych obrażeń nie ma ;). Oczywiście pobrudziłem się strasznie, ponieważ pod liśćmi było dość miękko i trochę wilgotno.
Później dotarliśmy jakiegoś ostrego podjazdu, który prowadził do jakiegoś mini toru dla motocrossów. Na samej górze wszyscy (po za mną) otworzyli piwka i poszła pogawędka :) Ja przez ten czas chciałem zjechać z jednej ze ścieżek i ponownie gleba. Pierwsza cześć byłą stroma, ale kolejna to już hardkorowa :D Tak mi się przynajmniej wydawało, dopóki z niej nie zjechałem :).
Później pojechaliśmy na skocznie narciarską z której zjechałem Ja, Klosiu i Jacek. Klosiu robi niezłe postępy i przełamuje barierę strachu. Mimo zmęczenia i przejechanych 130 km dzień wcześniej. Kondycje ma naprawdę świetną.
Później dość grubo gnaliśmy asfaltem do Chodzieży. Na początku w piątkę, później zrobiły się dwa peletony - Ja i Klosiu oraz Maks, Marc i Jacek. W połowie Jacek dołączył do nas i tak grubo ponad 30 km/h cały czas gnaliśmy.
Przy ostatnich górkach Marc był już trochę wykończony i stwierdził, że na dworzec w Chodziezy dojedzie asfaltem. Maks chciał jechać z Markiem, ale odwróciliśmy jego zamiary. Wszystko dzięki bananom wystającym z jego torby. Powiedziałem mu, żeby się uspokoił i je zjadł, a na pewno pojedzie jak "dziki" :D
I pojechał. Dzielnie pokonał wszystkie górki. Gdyby jeździł więcej to na pewno dawałby radę jeszcze lepiej, a nie wciąż tłumaczy się, że nie ma 20 lat ;-D
Ostatni górka przed Chodzieżą była dla mojej wyobraźnie nie do zjechania. Tak naprawdę odwagą naładował mnie JPbike, mój mentor, jeśli chodzi o zjazdy. Wielki szacun, nikt tak dobrze nie zjeżdża jak on. Można mieć talent i dobrze zjeżdżać, ale potrzebne jest jeszcze doświadczenie. Jacek ma to i to. Na tym zjeździe pokazał, że ma naprawdę "jaja". Ja pierwszy nie odważyłbym się pojechać, ale JP zaczął zjeżdżać. Gdy był już na dole to krzyknąłem: "co za kozak, no jest pener i ma zajebistą technikę!!!" :D. Zjechałem za nim, ale gdyby nie on to raczej pojechałbym tak jak Maks i Klosiu, czyli okrężną bezpieczną ścieżką.
W Chodzieży podgadaliśmy sobie wszyscy, kupiliśmy browarki i wsiedliśmy do prawie nie spóźnionego pociągu :D.
W pociągu impreza na całego ze Stasiem (Dj Wieśniak) i Mariuszem, który wciąż miał z niego polew. Nawaleni konkretnie ;)
Wracając, Marc pożyczył mi lampkę pozycyjną, ponieważ czekał mnie jeszcze dojazd z Poznania do Tuczna w ciemności i z piorunami w tle :D
Dusiłem ze średnio 28 km/h. Trochę adrenalinki było więc nie czułem zmęczenia. Dopiero jak się położyłem to uśmiech pojawił się na twarzy :D
Dzięki chłopaki za zajebisty wyjazd.
50 km w duchocie, brak sily :)
-
DST
50.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
27.27km/h
-
VMAX
38.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
HRmax
143( 74%)
-
HRavg
122( 63%)
-
Kalorie 992kcal
-
Podjazdy
175m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
No tak, ale dystans tylko 50 km, gdybym miał jechać tak 100 km to nie dałbym rady :) Po za tym tutaj brak przewyższeń ;)
Dziewicza i 1,2 km w pionie
-
DST
50.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
02:48
-
VAVG
17.86km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
167( 86%)
-
HRavg
140( 72%)
-
Kalorie 1820kcal
-
Podjazdy
1189m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
7 pełnych pętli na Dziewicz Górze. Już trochę mi się zaczynało nudzić. Szkoda, ze te podjazdy takie krótkie.
Dziewicza Góra - szybka pętla
-
DST
34.50km
-
Teren
34.50km
-
Czas
01:59
-
VAVG
17.39km/h
-
VMAX
49.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
171( 88%)
-
HRavg
126( 65%)
-
Kalorie 1059kcal
-
Podjazdy
632m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chciałem przejechać pętle najszybciej jak się da. Jej długość to ok. 3.5 km. Czas w jakim udało mi się ją przejechać to 00:12:18 :).
Jak ma się cierpliwość to na Dziewiczej naprawdę da się nieźle poćwiczyć.
Spokojnie w tlenie
-
DST
67.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
02:45
-
VAVG
24.36km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
HRmax
158( 81%)
-
HRavg
126( 65%)
-
Kalorie 1475kcal
-
Podjazdy
326m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taki tam lajcik :)
-
DST
36.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:22
-
VAVG
26.34km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
HRmax
147( 76%)
-
HRavg
123( 63%)
-
Kalorie 910kcal
-
Podjazdy
228m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Większość asfaltem. Niestety czułem już zmęczenie wczorajszym dniem, dlatego bez szaleństw. Bardziej tlenik i spalanie tłuszczu ;)
W terenie, wytrzymałościowo - test nowych opon.
-
DST
142.00km
-
Teren
110.00km
-
Czas
06:01
-
VAVG
23.60km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
HRmax
164( 84%)
-
HRavg
130( 67%)
-
Kalorie 3455kcal
-
Podjazdy
958m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Taka poranna przejażdżka na jakieś tam górki Gortatowo, później Malta i Cytadela. Ogólnie pogoda super, ale w lesie tyle much, że porażka. Non stop uderzały o mnie i wpadały mi do jamy ustnej. Tego okresu właśnie nie lubię. NIe można nawet się zatrzymać, bo zeżrą żywcem :D
Testowałem swoje nowe Oponki Schwalbe Ralph Evo 2.1 Tubless i powiem szczerze, że Hutchinson Python, na których jeździłem poprzednio się chowają. Schwalbe jadą w piasku bez zająknięcia i są o wiele bardziej ciche na asfalcie. Po za tym są trochę szersze i nie męczą się tak w błocie. Rewelacja. Już po jednej jeździe zdobyły moje zaufanie. Do pythonów przez tyle czasu nie mogłem się przekonać i nie ufałem im przy ostrym pochylaniu się na zakrętach. Po za tym ralph'y są dużo lżejsze. Teraz mój rowerek waży 10.9 kg :D
Dziewicza Góra
-
DST
46.00km
-
Teren
46.00km
-
Czas
02:40
-
VAVG
17.25km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
HRmax
172( 89%)
-
HRavg
145( 75%)
-
Kalorie 1814kcal
-
Podjazdy
1100m
-
Sprzęt Giant XTC 0 DE 2010
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstałem wcześniej aby pojeździć trochę po górkach. Najlepsze miejsce i blisko mnie to Dziewicza Góra :). Bardzo fajna pogoda do podjazdów, słońce nie grzało i było w miarę chłodno. Ponad 1 km w pionie jest :)